Skip to main content

Żubry, bobry, dziki i wilki…

portret użytkownika Z sieci

Lubię czytać felietony p. Jerzego Witaszczyka w Dzienniku Łódzkim. To Autor mądry i kompetentny. Ostatnio przypomniał nieznany mi wcześniej fakt, jak to marszałek III Rzeszy Niemieckiej Herman Goering uratował od zagłady polskie żubry, tworząc dla nich, w czasie okupacji Polski przez Niemcy, azyl na terenie Puszczy Białowieskiej. Wiedziałem oczywiście, że marszałek Hitlera był zapalonym myśliwym i korzystał z zaproszeń rządu II RP na polowania w Puszczy, ale o tych jego zasługach nie wiedziałem. Następnie jednak p. Redaktor bezlitośnie chłoszcze swym piórem ministra Jana Ardanowskiego za jego wypowiedź dotyczącą bobrów. Minister rolnictwa wypowiedział się na rzecz wpisania bobrów na listę zwierzyny łownej i zasugerował, że nasi przodkowie cenili sobie mięso bobrów jako posiadające własności afrodyzjaku. Nie wiem, jak tam było z tym afrodyzjakiem – czy w tej części był to żart, czy też fakt. Wiem, że rząd się „odciął” od tej wypowiedzi, bo jego Premier jest wrażliwy na społeczny oddźwięk działań dotyczących przyrody.

Proponowałbym jednak rozważyć sprawę spokojnie. Jest faktem, że udało się nam odbudować w Polsce istnienie tego gatunku. Ale pytanie, czy nie ponad miarę? Rolnicy coraz powszechniej narzekają na szkody wyrządzane przez te zmyśle i sympatyczne w wyglądzie zwierzęta. Ostatnio ujawniono też, że potrafią być bardzo agresywne. W TV pokazano przypadek psa, którego bobry ciężko poraniły w czasie kąpieli, a „przy okazji” przytoczono przypadki podobnych ataków oraz zrelacjonowano obawy wędkarzy przed atakiem na ludzi. Trzeba podjąć decyzje – albo umożliwić odstrzał, albo wyłączyć gospodarstwa znajdujące się w obszarach zagrożonych skutkami działalności bobrów – zalewami spowodowanymi zbudowanymi przez nie tamami na potokach, rzeczkach i strumieniach, albo sprowadzić tam i „reintrodukować” wydry, naturalnego wroga bobrów… Ochrona i odtworzenie populacji zwierząt, zwłaszcza zwierząt drapieżnych i agresywnych powinny mieć swoje granice. Przekonywano mnie i w ogóle Polaków, że wilki są niegroźne i że to one boją się człowieka. Trudno było mi to pogodzić z opisami w nowelach i powieściach Jacka Londona i Stefana Żeromskiego oraz z faktem, że w okresie stanu wojennego władze PRL sprowadziły na obszar Tatr kilka wilków, by zniechęcić do zapuszczania się tam górali i turystów. Ale perswazja mediów przy udziale autorytetów naukowych odniosła w końcu skutek.

Dopóki całkiem niedawno nie okazało się, że wataha głodnych, agresywnych zwierząt zaatakowała gospodarstwo rolnika… Przez lata gotów byłem rozczulać się zdjęciami (i filmami) dzikich loch prowadzących stadka pasiastych warchlaków. Dopóki dziki nie zaczęły wchodzić nawet na przedmieścia tak dużych miast jak Łódź i na podwórka domów oraz na tereny ogródków działkowych. Trzeba coś zrobić, by ograniczyć populację zwierząt do rozmiarów bezpiecznych dla ludzi. Radykalni ekolodzy argumentują, że „wracają one na swoje tereny zawłaszczone przez ludzi.” Być może, ale póki owi ekolodzy nie wykupią gospodarstw rolnych i domów na przedmieściach i sami się tam nie wprowadzą, to warto byłoby zastanowić się nad tym, jak ochronić ludzi. Bo to jest pierwszy obowiązek władz. Zwłaszcza władz demokratycznych, pochodzących z wyboru…

Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com

14 czerwca 2019

5
Ocena: 5 (3 głosów)
Twoja ocena: Brak