Tym pisarzem, a zarazem w równej mierze poczytnym dziennikarzem był Tadeusz Dołęga Mostowicz, autor m.in. "Kariery Nikodema Dyzmy", przeciwnik polityczny obozu Józefa Piłsudskiego. W bieżącym miesiącu przypada rocznica napadnięcia i pobicia go przez "nieznanych sprawców". Miało to miejsce wieczorem 8 września 1927 r.
W tym dniu w 1927 roku pod dom przy ulicy Grójeckiej 44 w Warszawie podjechał odkryty buick, z którego błyskawicznie wyskoczyli „nieznani sprawcy” i uprowadzili wychodzącego z kamienicy publicystę i pisarza Tadeusza Dołęgę-Mostowicza. Kilka godzin później pobitego, porzuconego w gliniance w Jankach znalazł miejscowy rolnik, co, jak potem mówił sam poszkodowany, uratowało mu prawdopodobnie życie.
Przy Dołędze-Mostowiczu znaleziono kartkę z napisem: „to za te felietoniki” – dziennikarz, pod pseudonimem C. hr. Zan., pisał bowiem silnie antysanacyjne teksty. „Nieznani sprawcy” to oczywiście eufemizm, bo publiczną tajemnicą było, że za porwaniem stał szef Policji Państwowej Janusz Maleszewski (foto poniżej w linku), a wykonawcą był niejaki Franciszek Sieczko i jego banda.
https://marucha.wordpress.com/wp-content/uploads/2025/09/janusz-maleszew...
Ten drugi był postacią bardzo tajemniczą – prawdopodobnie w 1916 roku w amerykańskiej Filadelfii ukradł znaczną sumę dolarów, potem działał w Związku Zawodowym Tragarzy, ale najpewniej był także długoletnim policyjnym szpiclem. Sieczko skończył jednak źle – w 1930 roku zastrzelono go w knajpie na Targowej.
Tu muszę dodać, że w tym czasie pobito także innych publicystów, m. in., Stanisława Strońskiego i Adolfa Nowaczyńskiego, ale najgłośniejsze było skatowanie ministra Jerzego Zdziechowskiego.
https://marucha.wordpress.com/wp-content/uploads/2025/09/gazeta-pobicia....
Dołęga-Mostowicz według pewnej podtrzymywanej przez siebie legendy po porwaniu wycofał się z dziennikarstwa i przez długi okres nie miał środków do życia, zajął się zatem pisaniem powieści. To jednak nie do końca było prawdą – jego przerwa od pisania „felietoników” trwała raptem tylko kilka dni, nie miał też problemów finansowych, a biorąc pod uwagę długość kuracji, trzeba chyba powiedzieć, że pobicie nie było aż tak dotkliwe – pisarz dość szybko wrócił do pełni sił.
Oczywiście nic nie usprawiedliwia w najmniejszym stopniu zastraszania dziennikarzy i ich porywania, żeby była jasność, tu tylko staramy się dociec prawdy. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to niewątpliwie bardzo przykre doświadczenie, wyszło pisarzowi paradoksalnie na dobre.
Co najgorsze, żadnego ze sprawców, dobrze znanych wymiarowi sprawiedliwości, nie pociągnięto do odpowiedzialności.
PS. Pewna narada w "Karierze Nikodema Dyzmy", jak twierdzi Stanisław Krajski może być obrazem zebrania loży masońskiej.
Jacek Łukasik
27 września 2025
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
