Skip to main content

Przyszłość w tęczowych kolorach. Tusk i Biedroń w awangardzie dymających naród

Rząd Donalda Tuska zaczyna się miotać niczym dziki zwierz zapędzony do klatki. Widmo nadciągającego spowolnienia gospodarczego sprawia, że ruchy przez niego podejmowane stają się coraz głupsze, a na dłuższą metę jeszcze bardziej zabójcze dla Polski.

Minister pracy i polityki społecznej tej żałosnej zbieraniny zwanej rządem, Władysław Kosiniak-Kamysz, zapowiedział ostrą walkę z bezrobociem. W jej ramach rząd ma dopłacać przedsiębiorcom, byleby tylko nie rozwiązywali ze swoimi pracownikami umów o pracę. To właśnie jeden z przejawów interwencjonizmu państwowego pełną gębą. Zabrać jednym, by dać drugim i mając przy tym nadzieję, że to coś pomoże. Jak ma wyglądać ta zabawa z przelewaniem z pustego w próżne? Minister zapowiada, że ma to być skuteczny sposób na „ratowanie miejsc pracy”. „Chodzi o to, aby dopłacać do utrzymania miejsc pracy, jeżeli obroty firmy spadły o 15 proc., a pracodawca chce ograniczyć wymiar czasu pracy lub przejść na tzw. postojowe” – twierdzi minister. Jak dodaje, lepiej dopłacać do ratowania miejsc pracy aniżeli wypłacać zasiłki. Pieniądze na tę rządową pokazuchę pochodzić mają między innymi z Funduszu Świadczeń Gwarantowanych. Minister podkreśla, że to, jak dużo tych pieniędzy zostanie przeznaczonych „zależy od aktywności przedsiębiorców” (właściwie to bardziej prawidłowo byłoby – „od braku aktywności”… No ale cóż, przecież nie będziemy poprawiać ministra, tym bardziej gdy jest cytowany przez rządową agencję prasową).

Ustawa ma wejść w życie możliwie szybko, dlatego skrócony ma być czas przeprowadzenia konsultacji społecznych. Widać rząd spodziewa się być może załamania większego niż nam się wydaje i to już na wiosnę, skoro tą propagandową atrapą próbował będzie łatać dziury w bolesnej rzeczywistości. Na wgospodarce.pl czytamy: „Projekt przewiduje, że firmy będą mogły skorzystać z instytucji tzw. przestoju ekonomicznego. Chodzi o sytuację, kiedy z przyczyn ekonomicznych niezależnych od pracownika ten nie wykonuje pracy, ale jest gotowy do jej wykonywania. Pracownik taki będzie mógł otrzymać – nie dłużej jednak niż przez sześć miesięcy (w okresie 12 miesięcy od dnia podpisania umowy o wypłatę świadczeń na rzecz ochrony miejsc pracy) – wynagrodzenie w wysokości co najmniej płacy minimalnej. Będzie ono finansowane częściowo przez pracodawcę, częściowo przez FGŚP. Firma będzie mogła także obniżyć pracownikom wymiar czasu pracy i proporcjonalnie obniżyć wynagrodzenia bez konieczności dokonywania tzw. wypowiedzenia zmieniającego, przewidzianego w Kodeksie pracy. Obniżenie czasu pracy w tym trybie będzie możliwe na okres nie dłuższy niż sześć miesięcy (w okresie 12 miesięcy od dnia podpisania umowy o wypłatę świadczeń na rzecz ochrony miejsc pracy). Wymiar czasu pracy po obniżeniu nie będzie mógł być niższy niż połowa pełnego wymiaru czasu pracy. Pracownikowi będzie przysługiwać w takim przypadku wynagrodzenie w wysokości co najmniej płacy minimalnej (finansowane częściowo przez pracodawcę, częściowo przez FGŚP) – proporcjonalnie do zastosowanego wymiaru czasu pracy”.

W okresie, w którym pracownik będzie pobierał wynagrodzenie (świadczenie) za pracę, której nie wykona z powodu przestoju, przedsiębiorcę obowiązywałby zakaz wypowiedzenia pracownikowi umowy o pracę z przyczyn od niego niezależnych. W 2013 roku akcja ta pochłonąć ma ponad 400 mln zł.

Robi się coraz ciekawiej i coraz bardziej nazistowsko. Przedsiębiorca będzie miał zakaz zwolnić pracownika. Co prawda będzie to dotyczyło przedsiębiorców, którzy „wejdą” w ten program, ale można łatwo przewidzieć, że takich przedsiębiorców zrobi się cała masa, no bo któż nie chciałby skorzystać z łatwego pieniądza. Zatem tym, którzy rzeczywiście wpadną w tarapaty i tak na niewiele pomoc rządu się zda. Tzn. będą ciągnąć cycek dopóki to będzie możliwe, a potem i tak ogłoszą bankructwo (no, chyba że rząd im zabroni albo znacjonalizuje), inni natomiast, bardziej cwańsi i bardziej obrotni, albo też posiadający plecy w urzędach będą sobie ciągnąć na państwowym garnuszku, pozorując spadek produkcji, a w rzeczywistości jej gros realizując w szarej strefie. Będzie to znacznie bardziej opłacalne i być może – przy sporych znajomościach bądź przy pomocy korupcji – pozbawione ryzyka.

Czy Donald Tusk zdaje sobie sprawę z bezsensu tego rozwiązania? Trudno powiedzieć, gdyż chyba za często staje przed kamerami oraz fleszami fotoreporterów. Te doświadczenia już dawno mogły go pozbawić ostrości spojrzenia. Wilcze spojrzenie staje się spojrzeniem starzejącego się wilka. Bo przecież o wiele prościej byłoby obniżyć podatki, przeprowadzić słynną deregulację (o której chyba już wszyscy powoli zapominają), wycofać się z gospodarki i po prostu pozwolić ludziom działać. Ale Donald Tusk nie lubi oglądać się wstecz. Bo gdyby czasem cofnął się choćby wstecz swojego życiorysu to przypomniałby sobie o takim ekonomiście jak chociażby Ludwig von Mises i o jego opus magnum „Ludzkie działanie”. Tusk woli jednak patrzeć w przyszłość. I rzeczywiście, rysuje się ona w tęczowych kolorach. A perspektywa dalszego – w koalicji z Biedroniem – dymania narodu staje się dziś większa niż kiedykolwiek w historii nieszczęsnej III RP.

Dziki zwierz w klatce miota się coraz bardziej, jednak jest on na tyle silny, by pomiotać się jeszcze przez jakiś czas.

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

7 marca 2013

4.333335
Ocena: 4.3 (3 głosów)
Twoja ocena: Brak