Skip to main content

Łupienie zamiast łupków

pobrane.jpg

Rząd Donalda Tuska wielokrotnie deklarował, że kwestia gazu łupkowego stanowi dla niego priorytet. W końcu im tańszy gaz, tym większa konkurencyjność polskich firm. I można by w te bajki uwierzyć, gdyby nie opublikowany właśnie raport Najwyższej Izby Kontroli, która na administracji rządowej nie zostawia suchej nitki.

Raport nie tylko obnaża zaniechania w pracach zmierzających do dokładniejszego oszacowania wielkości złóż, ale zarzuca Ministerstwu Środowiska pasywność w realizowaniu priorytetowych dla państwa zadań. Okazuje się także, że zwlekano z rozpoczęciem prac nad przygotowaniem stosownych przepisów prawnych dotyczących m.in. uregulowania poszukiwania gazu z łupków oraz związanych z tym kwestii podatkowych. Według raportu NIK, „przygotowywane zmiany prawa w tym zakresie zatrzymały się na etapie uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych”. Nie powołano do tej pory rządowego pełnomocnika do spraw rozwoju wydobywania węglowodorów, choć Rada Ministrów rozporządzenie w tej sprawie wydała już w czerwcu 2012 roku.
Kwestii poruszonych w raporcie jest znacznie więcej, ale już z tych kilku jasno wynika, że wcześniejsze deklaracje rządu o priorytetowym podejściu do gazu łupkowego mają taką samą wartość jak niedawna zapowiedź premiera Tuska, że do 2022 r. Polska stanie się 20. potęgą gospodarczą świata… dzięki dotacjom z Unii Europejskiej.

Na dobrą sprawę nie wiadomo, jak duże są zasoby gazu łupkowego w Polsce. Amerykański raport w tej sprawie opracowany przez U.S. Energy Information Administration szacuje je na około 5,3 bln metrów sześciennych. Według innej zagranicznej agencji Advanced Resources International, są to 3 bln metrów sześciennych, natomiast Wood Mackenzie oblicza je na 1,4 bln metrów sześciennych. Najostrożniejszy w analizie jest Polski Instytut Geologiczny, według którego polskie zasoby gazu łupkowego mogą się wahać od 346 do prawie 770 mld metrów sześciennych. Jeśli przyjęlibyśmy wariant pierwszy, gazu łupkowego starczyłoby nam na ok. 350 lat. Przy najostrożniejszym wariancie, przyjętym przez PIG, złoża służyłyby od 23 do 51 lat.

Boom łupkowy w USA spowodował powstanie tylko w 2010 r. 600 tys. miejsc pracy. Docelowo ma ich być ok. 1,6 miliona. Ostrożne szacunki dotyczące Polski zakładają, że dzięki „łupkowej rewolucji” do 2025 r. mogłoby powstać w kraju blisko 70 tys. nowych miejsc pracy. Rząd najwidoczniej jednak wychodzi z założenia, że skoro „Unia da kasę”, to po co się męczyć. Ci, którzy chcą się męczyć, mogą przecież jechać do Wielkiej Brytanii. Tam, jeśli tylko będą chcieli pracować, nadal są mile widziani. Tym zaś, którzy zdecydują się pozostać w kraju, zamiast łupków pozostanie łupienie przez rodzimy aparat biurokratyczny.

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

Artykuł ukazał się w Naszym Dzienniku z 14 stycznia 2014 roku.

5
Ocena: 5 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak