Skip to main content

Wstęp do nowej powieści p.t "Szewc"

portret użytkownika Marian Grotowski
szewc. m. grotowski.jpg

Wiosna dosyć długo w tym roku zwlekała, toteż zwały brudnego śniegu prawie do końca kwietnia piętrzyły się na ulicach i podwórkach. Poranki straszyły mrozem i mgłą, wieczory wiatrem i deszczem. Ściekającą dachami deszczówkę poranne przymrozki zmieniały w zwisające z rynien i gzymsów sople. Wyłożone brukiem Krakowskie Przedmieście zamieniało się w ślizgawkę by wraz ze wznoszącym się ponad mury Zamku Królewskiego słońcem zaświecić płynącymi wzdłuż rynsztoków strugami wody. Pomimo niesprzyjającej aury trakt czerski prowadzący podróżnych z najdalszych zakątków kraju wprost do zamku królewskiego od samego rana wypełniał się kupcami oferującymi przybyszom swoje towary. Ożywiony ruch trwał do wieczora a kiedy słońce schowało się za wieże kościoła Św. Anny, wzdłuż całego traktu królewskiego zapalano latarnie uliczne, okna zaczęły świecić światłem świec i łuczyw. Matka Boska Pasawska jakoś smutnie spoglądała w głąb opustoszałej ulicy.

Ustawione wokół niej świece i codzienne świeże, przynoszone przez okolicznych mieszkańców jak i przybyłych na sejm możnowładców kwiaty nie rozjaśniły jej oblicza. Wśród pałaców i dworów, wśród wyniosłych kościołów, smagana deszczem i wiatrem daremnie oczekiwała choćby jakiegoś westchnienia spod stóp swojego cokołu. Samotnie spoglądała w ciemność miasta, dźwigając na rękach swoje dzieciątko. Kiedy gasły uliczne latarnie a świece zdmuchnął wiatr, tylko światła okien sali senatorskiej i sali tronowej na zamku wciąż jeszcze majaczyły wśród nocy. Za dnia wiele dostojnych głów chyliło się w pokłonach, spiesząc na obrady sejmu. A tematów do obrad było sporo. Anarchizacja życia państwowego, wszechobecność prywaty, brak pieniędzy na wojsko, oświatę, niszcząca kraj buta oligarchów widzących jeno własne interesy, nieczułych na niedolę innych, na los ojczyzny, na upadek obyczajów. Jakiekolwiek próby naprawy Rzeczypospolitej, które z konieczności i dla dobra publicznego mogły spowodować uszczuplenie fortun magnackich kończyły się okrzykiem: „Weto!”

To właśnie słabość władzy, swarliwość, prywata i zaprzaństwo tych, którzy z racji sprawowanych przez siebie urzędów na straży interesów publicznych stać powinni doprowadziła do pierwszego rozbioru Polski. W taką właśnie dziedzinę wkraczali zaborcy nie napotykając żadnego oporu. Nikt nie stanął w obronie, nikt nie wydobył miecza z pochwy, nie krzyknął „Nie pozwalam!” Wielu magnatów, sprawujących najwyższe urzędy w Polsce, a byli to często ludzie skoligaceni z dworami Austrii, Niemiec, Szwecji, wyznania protestanckiego, kalwini i luteranie, uzyskawszy gwarancję nienaruszalności swoich fortun rozpoczęło współpracę z zaborcami, tylko nieliczni, śladem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego podjęli się porządkowania spraw w Rzeczypospolitej. Przywoływano w pamięci słowa księdza Piotra Skargi „Boże, Rządco i Panie Narodów, z ręki i karności Twej racz nas nie wypuszczać. Wzbudź w nas szeroką i głęboką miłość ku braciom i naszej najmilszej matce- Ojczyźnie naszej”. Ożywienie nastrojów patriotycznych odsłoniło tajone przez wielu możnych i posłów poglądy i wyzwoliło tłumioną dotąd chęć odnowy suwerennego bytu państwa. Nasłuchała się też Matka Boska kłótni i swarów, nasłuchała. Bili jej pokłony konfederaci Barscy broniący przywilejów szlacheckich, kłaniał się sam król Stanisław wyjeżdżając na spotkanie z Katarzyną, pogardliwie nazywaną „obrzydliwą niemrą”. W końcu przyszło opamiętanie. Działający od czterech lat sejm zniósł Liberum Weto, powołał do życia Komisję Edukacji Narodowej, ustanowił podatek na utrzymanie stutysięcznej armii i przystąpił do prac nad ostateczną treścią pierwszej w dziejach Europy ustawy rządowej, zwanej konstytucją.

Zbliżał się maj 1791. roku. Zwlekająca z nadejściem wiosna momentalnie i żwawo wkroczyła w krajobraz polskich wsi i miast. Zielonością buchnęły lasy i puszcze, łąki upstrzyły się wielością barw, umaiły polnymi kwiatami przydrożne kapliczki, sady zaśnieżyły bielą jabłoni i wiśni. Także i Matka Boża z Krakowskiego Przedmieścia jakby rozweselała, jakby na jej kamiennej twarzy pojawił się jakiś nikły promyczek uśmiechu a może nadziei.

Marian

10 grudnia 2018

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak