Skip to main content

Czerwone maki

Kwasniewski3.jpg

65 lat temu, w nocy 11-go maja, rozpoczęło się, na wielką skalę, przygotowanie artyleryjskie, poprzedzające polski szturm na Monte Cassino, a dokładnie na silnie ufortyfikowane niemieckie linie, zamykające przejścia na północ „włoskiego buta”, do Rzymu i dalej w głąb Włoch.

W ciągu ostatnich tygodni poprzedzających polski szturm, jednostki II-go Korpusu były rozmieszczone m.in. w wielu wioskach, w pobliżu frontu. Czas przygotowań do wielkiej batalii był także czasem nawiązywania bliższych kontaktów z miejscową, ludnością.

Widok huraganowego ognia alianckiej artylerii wszelkiego kalibru oraz pewien epizod tej nocy, opisał w swoich wspomnieniach Andrzej Suchoń, wówczas porucznik artylerii 16. PAL II-go Korpusu. („Serce w plecaku” ISBN 83-08-02095-X).

Nadeszła pełna wiosna, w ciągu kilku tygodni rozkwitło mnóstwo kwiatów i w Roccamandolfi przystąpiono do prac rolnych.

Aż w pogodnych wieczór 11 maja o godzinie 23 niebo po stronie północnej zapaliło się nie gasnącą czerwonozłotą łuną. Nie rozróżniało się pojedynczych strzałów artyleryjskich, był to jeden głuchy grzmot, nie kończący się bulgot setek dział. W tym samym miejscu niebo rozpalało się już kilkakrotnie. Mieszkańcy Roccamandolfi pojęli teraz wszystko. To przecież „ich” Polacy zdobywają Monte Cassino! Twierdzę, na której złamał sobie zęby już tyle armii. Tylu tam poległo! Poveri ragazzi! – Biedni chłopcy!

Roccamandolfi ożyło. Nie zapraszani, nie organizowani, wszyscy mieszkańcy wioski pobiegli do miejscowego kościółka mimo tak późnej pory. Ksiądz w asyście najstarszych mieszkańców rozpoczął uroczystą mszę. Wszyscy głośno płakali, a przy fisharmonii nie pozwolono usiąść organiście. Siadła przy niej jego córka Angela i płacząc rozpoczęła mszę Karpacką Brygadą. W czasie Podniesienia grała natomiast refren piosenki o Warszawie – tyle tylko umiała z pamięci. Dziwna to była msza o północy, pełna płaczu, głośnej modlitwy za pomyślność najmilszych Polaków i recytowanych słów ni to piosenki, ni to wiersza:

Canzone di Varsavia
Lontana ed amata,
di cui penso ogni giorno
e sogno ogni notte…

Oni wiedzieli, że tam rozgrywa się śmiertelna bitwa nie o klasztor, nie o miasto Cassino, ale o ukochaną, jedyną na świecie Warszawę!”

Próby przełamania niemieckich linii obronnych rejonu Monte Cassino rozpoczęła 5. Armia amerykańska 22.01.1944 r. przy jednoczesnym desancie na Anzio. Wtedy to, dowodzący 5.Armią gen. M.W.Clark rozkazał bombardowanie klasztoru na Monte Cassino, jako obiektu na szczycie górującym nad niemiecką linią fortyfikacji. Frontalny, amerykański atak 36. dyw. piechoty zakończył się klęską i stratą ponad tysiąca zabitych amerykańskich żołnierzy.

11 lutego nastąpiła ponowna, krwawa lecz bezskuteczna próba zdobycia Mt.Cassino przez amerykańską 36. dyw. piechoty. Straty, sięgające 90% stanu dywizji spowodowały rozwiązanie tej jednostki. 15 lutego kolejny szturm wykonany przez dywizje: brytyjską, hinduską i nowozelandzką, zakończony niepowodzeniem i olbrzymimi stratami, łącznie prawie 4 tysiące poległych.

12 maja 1944 r. przystępuje do ataku polski II. Korpus. I tym razem krwawe ofiary i impas w działaniach. Jednakże tymi ofiarami pierwszego rzutu ataku uzyskano lepszą orientację w rozmieszczeniu niemieckich pozycji ogniowych oraz utworzono podstawy do kolejnej fazy ataku, tym razem ostatecznie zwycięskiego, rozpoczętego 16 maja 1944 r. Polskie straty to 924 poległych żołnierzy i oficerów, 2930 rannych oraz 345 uznano za zaginionych.

Na cmentarzu pod Monte Cassino zostało pochowanych 1072 poległych i zmarłych z ran oraz gen.W.Anders, zmarły w Londynie 12 maja 1970 r., którego życzeniem było być pochowanym wśród swoich żołnierzy na cmentarzu Monte Cassino. Była to, w historii polskich zmagań wojennych, kolejna walka za "wolność waszą", bo nasza wolność w tym czasie została przez aliantów oddana sowietom.

Żołnierze Polskich Sił Zbrojnych wkraczali do miast Francji, Holandii, Włoch, wyzwalając z niemieckiej okupacji. Nie było im dane entuzjastyczne powitanie przez mieszkańców polskich miast, tak jak czynili to mieszkańcy m.in. Bolonii wyzwolonej przez polskie wojsko.

Zwycięstwo pod Monte Cassino odciążyło kurczący się amerykański przyczółek pod Anzio i otworzyło drogę na Rzym, z czego skorzystał skwapliwie gen. Clark, nb. wbrew rozkazowi gen.Alexandra jako naczelnego dowódcy Grupy Armii na obszarze Włoch. Gen. Clark triumfalnie wkroczył do Rzymu na czele amerykańskich oddziałów. Na propozycję, by w rzymskiej defiladzie zwycięstwa uczestniczyły także polskie oddziały, odpowiedział, że nie przewiduje udziałów straży pożarnej ani wojsk polskich.

Wiesław Kwaśniewski: www.prawica.net

11 maja 2009

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak