Skip to main content
portret użytkownika witold k
DLP033.jpg

Jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B.
Na początek (3z4) potencjalne wskazane przeze mnie obszary prawdopodobnej inwigilacji mojej osoby przez bezpiekę wskazane w 2005 roku - jako podstawa do kwerendy w związku z moim wnioskiem w spr. Witolda Kowalczyka z listy Wildsteina. Witold Kowalczyk z LW ten, który był w obszarze piotrkowskiej wierchuszki wokół Muzeum, miał umniejszyć moją wiarygodność (sugestia, że to moja osoba)- to milicjant z Kielc.

W 2006 roku odebrałem status osoby poszkodowanej przez komunizm. Wyraziłem zdziwienie, że IPN wykazał tylko te tematy, które sam wskazałem. Wyjaśniono mi, że ilość podobnych wniosków przytłacza możliwości IPN. Abym za kilka lat ponownie wystąpił o kwerendę. Nie zrobiłem tego. Popełniłem kilka wpisów na te tematy i tak miało zostać. Dziś myślę, że przynajmniej dla potomnych powinienem uregulować tę sprawę. (Uzyskania statusu opozycjonisty wobec PRL). Sprawę mojej niebywałej aktywności w tamtym czasie, a trwającą bez przerwy do dziś. Raczej nie będę występował o ponowną kwerendę. Zalatuje mi to formą kupczenia, jest poniżej mojej godności. To „PIOMA”, DLP czy PGE, Solidarność Energetyków i wiele innych środowisk ma tutaj swoje obowiązki. Jeśli je uzna za zasadne.
Kwerenda to nic więcej jak bezduszna analiza dokumentów. Analiza wymagają komentarza, wyjaśnienia.

Na początek sprawa Zorza II.
Oficjalne dokumenty dotyczące mojej osoby są od początku do końca nieprawdziwe. Padłem ofiarą zemsty trzech panów, którzy zemścili się za moją postawę podczas rozmowy z nimi tuż przed papieską pielgrzymką w gabinecie tym razem zastępcy kierownika RE. Dla młodych: Komunistyczna bezpieka zakłady pracy traktowała jako swój folwark. Wchodziła i wychodziła, kiedy chciała, także w moim przypadku. Na kierowniczych stołkach sadzała sowich agentów w tym oficerów.

Do meritum.
Panowie zawezwali mnie, jak to było cyklicznie, na rozmowę w miejscu pracy, do której co raz posyłali ubeka. Tym razem było trzech panów, jak już pisałem, w wieku wtedy mojego taty. Kazali się przedstawić. Więc ja poprosiłem o to, aby i oni mi się przedstawili. Poinformowali mnie, że interesują się tym, co robię. Ja, że wiem, że nie mają, co robić. Że ktoś mi ostatnio w zamku grzebał. Panowie się poruszyli i wyjaśnili mi, że mają dużo lepsze możliwości obserwowania mnie. SOR ENERRGETYK. Ponownie zapytałem, o ich godność, ale jej nie podali. Wyszedłem trzaskając drzwiami. I tutaj klu. Rzucili mi, że będą się mną interesować.

Na pierwszej bramce przed lotniskiem na Lublinku – miejscu Mszy Świętej papieskiej zauważyłem jak mnie młodzi zomowcy obserwują i gadają przez radio. Na drugiej bramce jestem zapuszkowany do suki i wieziony na komisariat. Tam w obecności młodej prokurator przesłuchanie (cywil). Takich jak ja wielu – zatrzymanych. Moja przyrodzona raptusowatość nie odpuszcza. Pan milicjant pyta o materiały pielgrzymkowe Solidarności i Duszpasterstwa Ludzi Pracy – nie wszytko udało mi się oddać w momencie zatrzymania. Ten zakpił z Duszpasterstwa i związku zawodowego. Ja na to ze zdziwieniem, czy u nich w Milicji nie ma związków zawodowych, bo, jak co, to ja mogę pomóc założyć. Pan się wściekł, ale nic nie mógł zrobić, bo przy dużym stole podobnych przypadków przesłuchań było wiele i wszyscy wszystko słyszeli. Więcej... widzę po latach pana w telewizorni jako szefa ZZ Policjantów. Zrozumiałem, że przegiąłem. Za chwilę pojawia się pan kierowca w ekstra garniturze zaprasza mnie do auta. Jadę i jadę nie wiem gdzie. Okazuje się, że do aresztu przy ul. Smutnej? Chyba Smutnej. Tam już czeka dwóch młodych panów (cywili), którzy informują mnie, że zostałem zatrzymany, a ja panom wyjaśniam, że ktoś ich w błąd wprowadził, ponieważ ja zostałem porwany. Oni podobnie ostro i do celi... Poprosiłem o radio, bo Msza papieska zaraz, a może już trwa. Nie dostałem. Po północy drzwi się otwierają i mam wychodzić. Kazałem się odwieźć. Gdzieżby tam... Wychodzę. Nie mam pojęcia, gdzie jestem. W miejscu nie przystankowym, absolutnie pustym, zatrzymuję skutecznie nocny autobus łódzkiej komunikacji. Mówię panu, że nie wiem, gdzie jestem i nie wiem jak dotrzeć do dworca fabrycznego. Pan wypuszcza mnie gdzieś tam i informuje, którędy do dworca. Do domu w PT docieram koło trzeciej. Budzę się przed południem, a nad moją głową moi mali synowie 7 i 5 lat) informują mnie, że mnie wypuścili, bo oni się o to modlili. Dowiaduję się, że była rewizja, że powybijałem witryny sklepowe w Łodzi. Teściowa równo panów potraktowała (została w domu z młodszym moim synem). Na drugi dzień w wojewódzkiej komendzie w Łodzi zwracają mi własność DLP. Powiedziałem, że poinformuje Kościół o tym, że jego własność zabrali.

Ten komentarz jest potrzeby, ponieważ sfałszowane notatki, które powstawały tak w trakcie mojego zatrzymania jak i rzekoma polityczna decyzja o wypuszczeniu mnie zaraz po zatrzymaniu, samo sprowadzenie tematu do krótkiej notatki, jaką poczynił IPN tego wymaga. Ani nie bylem łobuzem, jak to widać (powybijał szyby), ani też nie robiłem żadnej akcji ulotkowej, o czym także można znaleźć tym razem w łódzkiej bezpiece. Tu uwaga. Już też to wskazywałem. W trakcie tej rewizji milicjanci mogli podłożyć materiały, nie zrobili tego - zwłaszcza, że teściowa ostro ich potraktowała. To pokazuje, że byli osobnicy, którzy aż tak w gnojenie ludzi się nie angażowali. Nie wiem, czy mój przypadek znaczącej postaci w podziemiu (obawa), czy ludzka życzliwość... Fakt jest faktem.

To przykład personalnej walki z uprzywilejowanej pozycji. Wiele się tutaj nie zmieniło...

witold k

2 sierpnia 2019

5
Ocena: 5 (7 głosów)
Twoja ocena: Brak