Skip to main content

Komu bije ten dzwon? Czyli o zamieszaniu wokół Warneńczyka słów kilka…

Frag obr St Chlebowskiego Śmierć Władysława Jagiellończyka pod Warną.jpg

Komu bije ten dzwon? Czyli o zamieszaniu wokół Warneńczyka słów kilka…

10 listopada 2018 r. w przeddzień 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, w Piotrkowie zabił ponownie dzwon na wieży kościoła farnego p.w. św. Jakuba Apostoła. 28 września 2019 r. świątynia, całkiem zasłużenie, otrzymała nobliwy tytuł bazyliki mniejszej. Bicie w dzwon, to powrót do dawnej tradycji, która sięga wieku XV i nieodłącznie związana jest z postacią króla polskiego Władysława III, o którym słuch zaginął po tragicznej w skutkach bitwie pod Warną, stoczonej w 1444 r. Być może przesądziło to o tym, że do tzw. opinii publicznej trafił mylący przekaz jakoby na nowo dzwonić miał piotrkowski dzwon „Warneńczyk”. Żaden z farskich dzwonów nie otrzymał jednak takiej nazwy. Komu bije więc ten dzwon? Skąd to zamieszaniu wokół Warneńczyka?

Próżno byłoby też szukać wiadomości o dzwonie noszącym imię Władysław, choć akurat taka ewentualność mogłaby zostać powiązany z przesłankami o udzieleniu przez piotrkowskich mieszczan schronienia dla księcia kujawskiego i sieradzkiego Władysława Łokietka, który wedle lokalnej tradycji ukrywany był na wieży miejscowej świątyni. Przecież to właśnie ten władca nazwał Piotrków miastem używając w tym celu łacińskich słów „civitate nostra Petricouiensi”. Nie wybrano również tego sposobu aby złożyć wyrazy wdzięczności i uhonorować króla Władysława Jagiełłę, który nie tylko w 1386 r. zwołał do Piotrkowa wiec generalny, a na początku 1397 r. nadał przywilej na wójtostwo piotrkowskie, ale przede wszystkim podczas zjazdu zwołanego w czerwcu 1404 r. w Inowłodzu, ponowił prawo miejskie, a także wszystkie dotychczasowe przywileje, które posiadało miasto i mieszczanie. Na liczącej blisko 55 metrów wysokości wieży piotrkowskiej fary zawieszone pozostają dwa dzwony. Po dziś dzień można podziwiać tam większy dzwon ”Jakub” oraz mniejszy „Józef”. W kościele odnajdziemy też i trzeci dzwon. Znacznie mniejsze i zdecydowanie skromniejsze dzieło sztuki ludwisarskiej zawieszone zostało nad prezbiterium świątyni. Być może to właśnie z tym bezimiennym dzwonem związana jest jedna z piotrkowskich legend odnosząca się do Bugaju, dwóch sióstr i dzwonu wydobytego z wód jeziora? Warto przy okazji nadmienić, że żaden z dzwonów kościoła farnego nie jest też najstarszym dzwonem w mieście.

To zaszczytne miano zarezerwowane jest bowiem dla dzwonu znajdującego się na dzwonnicy zlokalizowanej przy dawnym kościele podominikańskim, który to obiekt datowany jest na 1615 r. Dzwony farskie natomiast są stosunkowo młode i kilkakrotnie zastępowane były nowymi. Przypadek taki miała miejsce np. w 1786 r. kiedy to w wyniku pożaru świątyni dzwony uległy stopieniu. Nowe dzwony wykonane z odzyskanego po pożarze spiżu poświęcone zostały podczas uroczystego nabożeństwa odprawionego 8 maja 1788 r. Ostatni taki zabieg nazywany „przelewaniem” związany był z nienajlepszym stanem zachowania dzwonów, a przeprowadzony został za zgodą władz konserwatorskich w 1959 r. Przelane dzwony zachowały jednak dawny kształt, a także swoje pierwotne imiona nadane ponownie podczas uroczystego obrzędu ponownie włączającego je do sfery sacrum. Skoro jednak żaden ze wspomnianych dzwonów nie nosił nazwy chociażby nawiązującej do króla Władysława zwanego Warneńczykiem, to skąd wzięła się informacja o dzwonie Warneńczyka? Prawdopodobnie jest to wynik niedopowiedzenia, a może zastosowania jakiegoś dziwnego wytrychu słownego będącego swoistym skrótem myślowym, który zręcznie wykorzystany został w działaniach public relations, służących promocji miasta bogatego przeszłością ważnych wydarzeń rozgrywających się w nim w ciągu wieków. Nie mniej jednak nie można zaprzeczyć historycznym związkom Piotrkowa z Władysławem III, synem Władysława Jagiełły, którego potomni i historiografia określili mianem Warneńczyka. 8 grudnia 1438 r. na zjeździe możnych świeckich i duchownych, który odbywał się w Piotrkowie, uznano pełnoletność syna jagiełłowego Władysława, który odziany w szaty monarsze zasiąść miał na tronie. Sześć lat później, 24 sierpnia 1444 r. uczestnicy kolejnego zjazdu zwołanego do Piotrkowa, przyjęli wiadomość o zawarciu pokoju w Szegedynie i spodziewanym rychłym powrocie monarchy do kraju. Za namową papieską pokój został jednak zerwany i na nic zdały się listy, prośby i błagania posyłane do króla aby ten powrócił do kraju. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy do kraju dotarła tragiczna wieść o śmierci króla polski i Węgier w bitwie pod Warną. Jednak jeszcze rzez dłuższy czas wiadomościom tym nie dawano wiary. Co więcej, przez kolejne lata wierzono w cudowne ocalenie monarchy, a w kraju co jakiś czas pojawiali się samozwańcy podający się za króla Władysława. Najsłynniejszym uzurpatorem był Mikołaj Rychlik z Krukieniec w ziemi przemyskiej, który pojawił się dopiero w 1459 r., a więc po 15 latach od stoczonej bitwy. Czas ten spędzić miał w niewoli tureckiej.

Człowiek stanu rycerskiego, dawny dworzanin królewski i uczestnik bitwy pod Warną zdecydował się odgrywać taką mistyfikację uważając, że po takim czasie będzie raczej nie do rozpoznania i może się podać choćby i za Warneńczyka. Pomóc miały w tym dworskie maniery i znajomość obyczajów. Rychlik podając się za króla Władysława objawił się w Poznaniu. Postanowiono dokonać konfrontacji i przedstawić podającego się za monarchę z królową Zofią - matką króla Władysława. Konfrontacja przeprowadzona została na zjeździe walnym w Piotrkowie, gdzie królowa Zofia zaprzeczyła, aby wskazany mężczyzna był jej synem. Po torturach Rychlik ostatecznie zdradził swą prawdziwą tożsamość. Nie został jednak skazany na śmierć z obawy, że w świat pójść mogą plotki, jakoby Polacy zabili swojego króla. Samozwańcowi nałożono papierową koronę na głowę, wychłostano pod pręgierzem, a następnie wtrącono do lochu, w którym miał zakończyć żywot. Ostatecznie msza żałobna po królu Władysławie miała zostać odprawiona w piotrkowskiej farze dopiero podczas zjazdu zwołanego przez Kazimierza Jagiellończyka 24 stycznia 1447 r. Prawdopodobnie wówczas też postanowiono aby dzwon na wieży kościoła parafialnego po wieczne czasy dzwonił dla upamiętnienia króla i rycerstwa poległego pod Warną. Nie wykluczone jednak, że decyzja taka zapadła wcześniej, być może w 1445 r. kiedy to wieść o klęsce rozeszła się po kraju. Obyczaj bicia w dzwon związany był w Polsce nie tylko z wzywaniem ludu na nabożeństwa niedzielne. Dzwony ogłaszały czas uroczystości, czy wjazdów orszaku królewskiego do miasta. Bito w dzwony na trwogę, w czas wojny, w przypadku pożaru lub innych nieszczęść.

Głos dzwonu wzywał również na codzienną modlitwę Anioł Pański oraz modlitwę o pokój. Znany był również obyczaj wzywania dźwiękiem dzwonu do modlitwy za umarłych. Dzwoniono wówczas w godzinę po zachodzie słońca, a wierni zobowiązani byli wówczas z nabożeństwem odmawiać modlitwę za zmarłych, na która składało się odmówienie Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i psalmu „De profundis”. Niektórzy biskupi udzielili 40 dni odpustu wszystkim, którzy słysząc głos dzwonu odmówią stosowne modlitwy za umarłych. Istniał ponadto zwyczaj dziewięciokrotnego uderzania w dzwon za poległych na wojnie. Tak było właśnie w przypadku piotrkowskiej fary gdzie obyczaj ten wprowadzony po klęsce warneńskiej, kultywowany był z tym większym pietyzmem, że we wspomnianej bitwie poległo rycerstwo w obronie wiary świętej. Leon Rzeczniowski w artykule pt. „Kościół Farny i synody w nim złożone”, który opublikowany został w 1865 r. w „Tygodniku Ilustrowanym” zapisał „Dzwon Św. Jakuba można policzyć do większych dzwonów w kraju naszym; daje się on słyszeć w znaczniejsze tylko uroczystości, codziennie zaś, po przedzwonieniu na wieczorny Anioł Pański, uderzają weń sercem dziewięć razy z pewnemi po każdem uderzeniu przestankami.”

Zwyczaj ten nie jest związany wyłącznie z Piotrkowem. Znany jest bowiem również w innych miejscowościach, np. w Małopolsce, gdzie dziewięciokrotne dzwonienie, rozlegające się w kościołach w dniu 10 listopada każdego roku, według tamtejszej tradycji nawołuje wiernych do modlitw za bohaterów, którzy polegli pod Warną. Tradycja ta żywa pozostawała w podkrakowskiej Luborzycy jeszcze w XX w. Jednak można spotkać się też z opinią, że wieczorne dźwięki dzwonów wzywały do modlitwy za poległych pod Grunwaldem. A może sięgały czasów jeszcze bardziej odległych? Z pewnością tym bardziej chwalebnym jest więc przywrócenie zwyczaju, który przez wieki kultywowany był w Piotrkowie. Wieczorne dzwonienie umilkło bowiem dopiero w XX w. Prawdopodobnie miało to miejsce z uwagi na zły stan dzwonów i późniejsze ich przelanie. Tradycja przerwana została więc z uwagi na stan dzwonów. Nie została wznowiona po odlaniu i zawieszeniu nowych dzwonów, być może z uwagi na powojenne realia polityczne w Polsce, a być może z uwagi na opieszałość lub zwyczajną niewiedzę kolejnych administratorów świątyni. Jednak, to nie dzwon „Warneńczyk”, a dzwon „Jakub” wzywa swym dźwiękiem do modlitwy za króla Warneńczyka i wszystkich poległych w obronie wiary. A może warto byłoby rozważyć kwestię aby w przeddzień uroczystości związanych z obchodami Narodowego Święta Niepodległości, rozciągnąć znaczenie tego podniosłego momentu, dla upamiętnienia nie tylko poległych w obronie wiary, ale również wszystkich tych którzy w różnych miejscach i czasie złożyli ofiarę krwi i życia dla odzyskania niepodległości przez Polskę?

Paweł Kendra

12 listopada 2019

5
Ocena: 5 (3 głosów)
Twoja ocena: Brak