Skip to main content

Gazeta Częstochowska - rozmowa z Marianem Grotowskim

portret użytkownika Z sieci
IMG_20230208_181635_802.jpg

„Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”

Marian Grotowski – pisarz i pasjonat polskiej historii, patriota, działacz społeczny, radomszczanin. W wywiadzie z Urszulą Giżyńską Pan Marian opowiada o swojej twórczości i umiłowaniu Ojczyzny

Zapisał Pan piękną kartę patriotycznej i literackiej działalności. Pisze Pan książki, przybliżające dzieje Polski i postacie mające znaczący wpływ na polską historię. Ale to nie wszystko. Był Pan członkiem i przewodniczącym literackiej grupy PONAD, jest współtwórcą i wiceprzewodniczącym Towarzystwa Patriotycznego w Radomsku i działa Pan w Klubie Pisarza, a także jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich. Za swoją twórczość, a przede wszystkim za krzewienie patriotyzmu w 2020 roku, został Pan odznaczony Krzyżem Służby Niepodległości. Jak przyjął Pan to wyróżnienie?

– Ten Krzyż znaczy dla mnie bardzo dużo. Choć z jego otrzymaniem nie wiązały się żadne przywileje czy gratyfikacje finansowe, jego wręczenie przeżyłem bardzo mocno. Przyznali mi go ludzie zasłużeni dla Polski, dla niepodległości, ludzie, o których nie usłyszymy w mediach, którzy swoją codzienną ofiarną pracą i poświęceniem kształtują naszą rzeczywistość. Takimi właśnie ludźmi są przedstawiciele Formacji Niepodległościowej, Fundacji Walczących o Niepodległość, wyklętych, pokrzywdzonych, internowanych, więzionych. Ludzie, którzy nigdy nie upominali się o nagrodę za swoje cierpienia, ludzie, którym nigdy nie dorównam.

Czy zamiłowanie do polskiej historii rozwinęło u Pana wychowanie rodzinne? Co wnosi do Pana życia ta pasja?

– Nie. Swoim rodzicom zawdzięczam umiłowanie Ojczyzny, przywiązanie do wartości, które ukształtowały nasz naród, które pozwoliły nam przetrwać nawet najgorsze kataklizmy, przywiązanie do wartości, które pozwoliły nam powstawać z najgorszych nawet upadków. W szkole traktowałem historię jako kolejny przedmiot, który trzeba było wykuć na pamięć. Zamiłowanie do historii powstało u mnie później i tak naprawdę nie potrafię powiedzieć skąd się wzięło. Wiem tylko tyle, że jeżeli nie poznamy naszej pięknej historii, jeżeli odrzucimy te wartości, które pozwoliły nam przetrwać na arenie dziejów ponad tysiąc lat, staniemy się bandą troglodytów bez władnego miejsca na ziemi, bez własnej kultury, bez tradycji, bez historii, bez własnych korzeni.

Norwid mówi, że:

Przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej:

Za kołami to wieś,

Nie jakieś tam coś, gdzieś,

Gdzie nigdy ludzie nie bywali!…

Poznawanie historii, jej niezmiennych zasad i logiki jest naprawdę fascynujące. Pozwala mi zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości, zamknąć się w świecie moich bohaterów i pisać.

Jest Pan autorem już trzech powieści historycznych. Kiedy zrodziła się potrzeba tego typu twórczości?

– Kiedyś, kiedy byłem w grupie literackiej PONAD, wpadło mi w ręce ogłoszenie o konkursie na powieść dla młodzieży. Przyszedł mi wówczas do głowy pomysł napisania powieści o początkach naszej państwowości. Jednak zapał minął, książkę odłożyłem. Wróciłem do niej, kiedy działo się ze mną źle, kiedy dowiedziałem się, że czeka mnie ciężka operacja serca. Pisanie powieści pozwoliło mi zapomnieć o tym, co mnie czeka. W ten sposób książkę skończyłem, operacja też się udała. Nie potrafiłem jednak usiąść z założonymi rękami. Czegoś mi brakowało, więc ponownie zacząłem pisać.

Jakim kluczem wybiera Pan do swoich publikacji postacie historyczne i tematykę?

– Ten klucz jest bardzo prosty. Szukam w podręcznikach i opracowaniach takich postaci, które nieco albo całkiem zostały zapomniane, o których wiemy niewiele albo nic, a które zasługują na uwiecznienie ich na kartach moich powieści. Oczywiście, muszą to być postacie, które dla Polski gotowe były poświęcić życie. Jest takich postaci wiele. Zbieram o nich materiały, robię tzw. research i piszę.

Proszę najpierw przybliżyć kulisy powstania ostatniej książki pt. „Włodkowic”, mówiącej o polskim kapłanie żyjącym w czasie, kiedy na polskim tronie zasiadał król Władysław Jagiełło. Co Pana najbardziej zainspirowało w tej postaci?

– O czasach wojen z Krzyżakami również niewiele się dowiedziałem z podręczników szkolnych. Nie wiedziałem, że w okresie największego natężenia konfliktu z zakonem król Zygmunt Luksemburski wypowiedział Polsce wojnę, nie wiedziałem, że w ogóle odbył się jakiś sobór w Konstancji. Nie wiedziałem nic o Pawle Włodkowicu. Na ulicę nazwaną jego imieniem natknąłem się zupełnie przypadkowo.

Paweł Włodkowic jest postacią znaną tylko historykom. Prawie zupełnie zaginął on w otchłani historii. A przecież jego wpływ na późniejsze losy Polski i świata jest przeogromny. Był skromnym kapłanem, naukowcem, prawnikiem. Nie walczył orężem, ale słowem. Z jego prac do dziś korzystają ci, którzy tworzą ustawy o prawach człowieka i obywatela, którzy ustanawiają prawa dotyczące wojen. Na soborze w Konstancji Paweł Włodkowic stanął przeciwko całej, wspierającej Krzyżaków Europie. Gdyby nie jego geniusz, zwycięstwo pod Grunwaldem szybko zamieniłoby się w porażkę, a losy Polski i świata potoczyłyby się zupełnie inaczej. Był bardzo skromny, ale kiedy szło o pryncypia – był nieugięty, nie wahał się powiedzieć samemu papieżowi: „Słuchaj, to jest Pismo Święte, tu jest tak napisane i tak musisz postępować, bo to jest słowo Boże”. Potrafił stąpać po cienkiej linii, narażając się na zemstę inkwizycji.

Proszę naszym Czytelnikom opowiedzieć także o swoich dwóch wcześniejszych książkach. Kogo i jakich czasów one dotyczyły?

– Moją pierwszą książką była powieść dla młodzieży „Lesko”. Lesko to chłopiec, młodzieniec, później mężczyzna. Jest świadkiem przemian społeczno-politycznych i religijnych, jakie miały miejsce na ziemiach polskich w drugiej połowie dziesiątego wieku. Urodził się w niewielkiej osadzie. Przeżywa swoje przygody dziecięce, później młodzieńcze, jesteśmy świadkami jego pierwszych polowań, miłości. Jest on świadkiem najważniejszego jak do tej pory wydarzenia w naszej historii. Jest świadkiem Chrztu Polski. Później jako mężczyzna bierze udział w bitwie pod Cedynią, w czasie której Mieszko I rozgromił wojska niemieckie, którymi dowodził margrabia Hodon.

Powieść „Szewc” opowiada o ogłoszeniu Konstytucji 3 Maja, wojnie polsko-rosyjskiej, o insurekcji kościuszkowskiej i upadku Rzeczypospolitej. Jej bohaterem jest skromny szewc, Jan Kiliński. Ten szewc często słyszał: „Jak ty jesteś szewc, to będziesz mi buty szył, a nie gadał”. Ten skromny szewc potrafił zorganizować obronę Warszawy. Dowodził insurekcją w Warszawie, brał udział w insurekcji kościuszkowskiej. Za jego odwagę naczelnik Tadeusz Kościuszko awansował go z szewca na pułkownika.

Napisał Pan także kilka spektakli o tematyce patriotycznej. Jakie historie opowiedział Pan w tych przedstawieniach?

– „Ta ziemia taka czysta” to spektakl o naszej, polskiej drodze od zniewolenia ku odzyskaniu niepodległości. „Polski kwiecień, polski sierpień” opowiada o tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w tych miesiącach to znaczy o zbrodni katyńskiej, śmierci papieża Jana Pawła II, katastrofie smoleńskiej, morderstwie żołnierzy wyklętych w Radomsku, powstaniu warszawskim, Cudzie nad Wisłą, itd. Natomiast „Polski Katyń” to przedstawienie o katastrofie smoleńskiej i wydarzeniach, które po niej nastąpiły itd.

A teraz, lada moment ma się ukazać kolejna Pana powieść „Zwycięzca”, o dramatycznym losie polskiego kapłana, arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Dlaczego właśnie ta postać?

– „Idźcie do katedry […] pochylcie głowy u jego sarkofagu, a zobaczycie, tam leży człowiek, o którym mówiono, że przegrał, a to jest zwycięzca”. Tak powiedział o Zygmuncie Szczęsnym Felińskim Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński. Trudno mi w kilku słowach napisać, dlaczego tę właśnie postać wybrałem. Myślę, że najlepiej będzie przeczytać powieść, żeby zrozumieć, jaką „drogę krzyżową” musiał przejść. Został arcybiskupem Warszawy, kiedy zbliżało się powstanie styczniowe. Był mu przeciwny. Uważał, że Polsce potrzebna jest najpierw odnowa moralna. Mówiono o nim, że jest zdrajcą, że przyjechał do Warszawy, aby zniszczyć ruch narodowowyzwoleńczy, że jest sługą cara Aleksandra. Potrafił wbrew carowi rekoncyliować zamknięte w wyniku dokonanych w nich zbrodni świątynie, potrafił, jak dobry pasterz, stanąć po stronie swoich owiec, mówiąc carowi „non possumus” za co został wywieziony do Saratowa na Syberii, gdzie spędził dwadzieścia lat.

Czym dla Pana jest patriotyzm?

– Norwid pisał, że Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek. Pisał też, że szczęście jednostki jest tylko procentem od szczęścia ogółu. W wierszu „Moja Ojczyzna” napisał, że: „Pola, zieloność, okopy. […] I krew, i ciało, i ta jego blizna. To ślad – lub – stopy”. Wszystko inne jest coraz wyżej. Nasza kultura, nasz język, tradycja, historia, a na samej górze korona, słońca słońc blasku, czyli Pan Bóg, od którego otrzymaliśmy naszą Ojczyznę.

Spotkałem wiele definicji patriotyzmu, w tym definicję patriotyzmu nowoczesnego. Nie ma czegoś takiego. Patriotyzm to zdolność kochania Ojczyzny i pracy dla niej bez względu na siebie, bez względu na okoliczności.

Jakie cechy powinien mieć współczesny patriota?

– Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest prosta. Aby być dobrym patriotą, wystarczy przestrzegać dekalogu. A więc nie wolno: kłamać, kraść, cudzołożyć, trzeba czcić ojca i matkę (ojczyznę), nie wolno zabijać, trzeba kochać bliźniego tak jak siebie, a Pana Boga ponad wszystko, itd.

Jak dzisiaj dzieci i młodzież wychowywać w duchu miłości do ojczyzny?

– To pytanie jest trudne. Bolało mnie i boli, kiedy dzieci moich przyjaciół wyjeżdżają z Polski. W moim środowisku też są tacy, którzy mówią: „A mnie jest wszystko jedno, czy ja będę Polką, Polakiem, czy kimś innym”. W Polsce powinno być i jest miejsce dla każdego. No, może nie tak wygodne, jak gdzie indziej, ale jest. Jeżeli ktoś wyjeżdża z Polski, musi się liczyć z tym, że jego wnuki nie będą już mówiły po polsku. Myślę, że nie wystarczy powiedzieć młodemu człowiekowi, że ma kochać Ojczyznę. To jest tak jak z chodzeniem do kościoła. Nie wystarczy powiedzieć dziecku, że ma iść, trzeba wziąć je za rękę i iść razem z nim. Trzeba młodego człowieka wziąć za rękę i pokazać mu własną miłość i własną pracę dla Ojczyzny.

Jakie postacie historyczne są dla Pana największymi autorytetami?

– Mógłbym wiele takich postaci wymienić Dla mnie jednak największymi autorytetami są papież Jan Paweł II, prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński, ksiądz Jerzy Popiełuszko. Nie dlatego, że zrobiły dla Polski więcej niż inni, bo tego nie wiem, ale dlatego, że są mi współcześni, że mogłem ich dotknąć, rozmawiać z nimi, że są mi bliscy przez swoją obecność w moim życiu, przez swoją naukę, przez swoją miłość.

Mówi się, że historia lubi się powtarzać, według Hegla cechują ją stałe mechanizmy i tendencje, wciąż powracające motywy. Jak z perspektywy historycznego pisarza postrzega Pan dzieje naszej ojczyzny?

– Niewiele nauczyliśmy się z naszej historii. Hegel ma rację, że historia kieruje się swoimi prawami, które nie tak trudno przewidzieć. Ktokolwiek zainteresuje się naszą historią, ten od razu dostrzec powinien, że Polska rosła w siłę, kiedy była wierna swoim zasadom, kiedy była wierna Bogu. Upadała, kiedy od Boga odchodziła, kiedy podcinała swoje korzenie. Ta reguła towarzyszyła nam przez tysiąc lat i teraz też jest aktualna. Caryca Katarzyna II napisała kiedyś do Nikity Panina, że:

„Istnieją różne narody, a raczej różne narody mają różnego ducha. Jedne można podbić i przesiedlić w celu zagarnięcia ich ziem, a świat nie podniesie wrzasku – to małe narody, plemiona. Z innych można uczynić małym wysiłkiem niewolników i będą chętnie lizali rękę Pana – to narody o podłej duszy, od kolebki niegodne samostanowienia, w wielkich obszarach Azji roztopią się bez śladu. Z trzecimi wreszcie nie można zrobić ani tego, ani tego, przynajmniej nie od razu – to Polacy. […] Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będą Oni walczyć długo, bardzo długo, nasze prochy przepadną, ale przyjdzie czas, gdy sami sprzedadzą swój kraj, sprzedadzą go jak najgorszą dziwkę. My rozpoczniemy ten proces Panin! Korupcją „milczących psów”, którzy będą nimi rządzić. Bogactwem i głodem, które biednych podjudzą przeciw możnym, tych drugich zaś napełnią takim strachem i podłością, że uczynią wszystko dla zachowania swego bogactwa”.

Historia lubi się powtarzać. Obyśmy wyciągnęli z niej właściwe wnioski.

Jakie ma Pan dalsze plany?

– Moje najbliższe plany to wyjazd do sanatorium. A tak na poważnie, to zaczynam pisać powieść „Emilia”, o Emilii Plater, bohaterce powstania listopadowego.

Odwiedził Pan Częstochowę, w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater” miał Pan promocję książki. Jak często bywa Pan w duchowej stolicy Polski?

– Dotknęła Pani bardzo czułej struny. Co roku chodziłem z radomszczańską pielgrzymką. Drogę z Radomska na Jasną Górę i z powrotem przemierzyłem ponad trzydzieści razy. Teraz wiek i stan zdrowia nie pozwalają mi na pieszą wędrówkę. Ale na Jasnej Górze bywam kilka razy w roku. Ostatni raz byłem w listopadzie ubiegłego roku. Jednak w pamięci pozostał mi udział w uroczystości wręczenia Klasztorowi Jasnogórskiemu Krzyża Służby Niepodległości, tego samego, który i mnie wręczono.

Bardzo dziękuję za rozmowę

URSZULA GIŻYŃSKA

20 kwietnia 2023

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak