Skip to main content

Akademicki system nomenklaturowo – strusiówkowy

portret użytkownika Józef Wieczorek

To, że jesteśmy potęgą akademicką jeśli chodzi o ilość szkół z nazwy wyższych, jeśli chodzi o ilość doktorów i to habilitowanych, oraz profesorów i to belwederskich – to wiadomo. Nikt w świecie nie może nam dorównać.

A jednak w świecie nauki niewiele znaczymy, a nauka niewiele znaczy dla naszej gospodarki. Poziom elit zamiast wzrastać – maleje wraz ze wzrostem formalnego wykształcenia.

Widocznie tytularne pomiary wartości naukowej niewiele są warte. Np. w USA habilitacji – nie ma, a nauka -jest, prezydent USA profesur nie nadaje i nic do nich nie ma – a profesorowie na poziomie są, i nie są to profesorowie ‘białodomowi’ , tylko naukowi !

U nas tylko się głosi o tym aby oddzielić naukę od polityki, ale jak coś nie jest politycznie uwarunkowane – to nic nie znaczy. Jak profesor – to winien być namaszczony przez prezydenta, choćby nieuka. Nawet ustawę o szkolnictwie wyższym naukowcy/rektorzy scedowali na prezydenta, choć nie magistra. Dobrze na tym wyszli – gorzej z nauką.

Nawet opozycja kurczowo trzyma się systemu instalowanego po wojnie przez politruka Włodzimierza Sokorskiego, który z frontu wojennego skierowany został na front akademicki i zapowiedział zarządzanie nauką za pomocą scentralizowanej habilitacji – i tak już zostało.

To, że w PRL formowano kadry akademickie w systemie nomenklaturowym to chyba każdy już winien wiedzieć, choć nie jest pewne, że wie, bo w historiach ‘akademickich’ na ogół ani słowa na ten temat. Nic dziwnego, „akademicy” nie lubią podawać jak to się stało, że stali się autorytetami – a u nas tytuł ( choćby nomenklaturowy) = autorytet ( choćby nie wiadomo jakie brednie wygadywał). Jasne, że wśród utytułowanych w PRL/IIIRP są i znakomici, i autorytety rzeczywiste, ale to margines, jakby wyjątek od reguły.

Jeśli ktoś myśli, że system nomenklaturowy skończył się w III RP to się grubo myli.

Zaakceptowani przez PZPR ‘profesorowie’ zdominowali system akademicki III RP, reprodukując sobie podobnych, także w warunkach powszechnej nomenklatury, tylko po pewnych roszadach.

Nomenklatura partyjna, no i genetyczna, decyduje o stanie akademickim nie mniej niż w PRL, a może nawet więcej. W PRL istniały jeszcze kadry akademickie uformowane do końca, a przynajmniej na początku w II RP i mimo ich usuwania, marginalizowania, jakoś potrafiły się niekiedy zachowywać jak trzeba. Jak przyszły (szczególnie w latach 80-tych) akademickie kadry formowane w okresie ZMP i przez niech reprodukowane, świat akademicki zaczął się staczać do stanu obecnego.

Po oczyszczeniu uczelni z elementu niewygodnego ( tego funkcjonującego z podniesioną głową w okresie przed transformacją) po transformacji pozostali głównie mieszkańcy ‘podręcznych strusiówek’ ( piaskownic podręcznych) , samoreprodukujący się zgodnie z kodem genetycznym i towarzyskim/partyjnym. Tak funkcjonowały/funkcjonują ‘konkursy’ na etaty, na granty, procedury wyjazdów/współprac zagranicznych, awansów, recenzji, ‘utytuławiania’ etc.

Zdobycie władzy politycznej/decydenckiej zwykle wiązało się z przyspieszeniem formalnych karier naukowych (od doktora do profesora, belwederskiego rzecz jasna) w ramach realizacji praktycznego projektu ‘Swoi swoim’.

I tak już pozostało, i jest jak jest, i większość ( i to zdecydowana), także opozycyjna, to akceptuje, bo jak się role zmienią to co by z tego mieli ? Kto myśli o Polsce, z wyjątkiem ‘nieudaczników’, ‘oszołomów’ ?

Nikomu jakby całkiem nie przeszkadzało to, że nadal Polacy – naukowcy i to przede wszystkim ‘ zachodni’ – ci co zostali uformowani w systemach ‘wstecznych’, burżuazyjnych, kapitalistycznych, są w Polsce akademickiej dyskryminowani, a ci co we wschodnich, ‘postępowych’, socjalistycznych – preferowani. Polscy naukowcy na ogól nie wracają z zagranicy i nikt tu ich nie chce, a wielu nadal wyjeżdża – bo co tu robić ! Szkoły, z nazwy wyższe, skutecznie produkują jedynie bezrobotnych.

Nie było i nie ma planów ‘odwilży’, która po 1989 r. w systemie akademickim nie nastąpiła i ci wykluczeni przez peerelowskich symbiontów: PZPR-SB-nomenklaturowe władze uczelni bynajmniej nie wrócili do systemu. Zdrowa, pookrągłostołowa ‘S’ zadbała o to aby towarzysze partyjni mieli zapewniony byt i władzę akademicką i aby ‘awanturnicy’ im tego nie zakłócali.

Jeśli kogoś w PRL źle oceniała PZPR winno to być zachowane/utrzymane w III RP ! Towarzysze partyjni ( i ich symbionci) najlepiej przecież wiedzieli kto jest dobry, a kto zły (i dla kogo) – nieprawdaż ?

Wykluczeni w PRL pozostają nadal wykluczeni w III RP ! – bo tak wyglądały principia transformacji akademickiej i do dziś tak to wygląda.

Nie można tego zmienić, ani nawet tego badać/opisywać – to temat tabu i dla rządzących i dla opozycji. Trwa tylko walka o to, aby utytułowani beneficjenci systemu za etaty/tytuły uzyskane w systemie nomenklaturowo-strusiówkowym mieli jak najwięcej, nawet jak ich działalność jest per saldo ujemna !

Gigantyczne inwestycje w nieruchomości akademickie nie przyniosą poprawy jeśli polityka kadrowa i etos akademicki, czy raczej jego brak, pozostaną takie same.

Może ja się mylę ? Bardzo bym tego chciał i chciałbym zapoznać się ze strategią opozycji naprawy kiepskiego stanu nauki i edukacji, co jest kluczowe dla stanu Polski. Bez realnej wizji rozwoju nauki i edukacji wyższej Polska z obecnego dołka nie zdoła wyjść. Bez zreformowania, i to radykalnego, głowy systemu, żadnej istotnej poprawy nie będzie. Co widać i po ‘reformie edukacji’ Handkego, który co prawda chciał zreformować system edukacji, ale bez zreformowania głowy – szkolnictwa wyższego, do czego nie miał sił, ani środków – więc wyszło jak widać. Dobrze aby Polak nie był głupi po szkodzie i zreformował o ile jest jeszcze do tego zdolny – głowę.

Problem jest trudny, bo głowy akademickie chowane są w piasek – do podręcznych strusiówek (piaskownic podręcznych), a to powoduje, że nic nie widać, nic nie słychać, a po dłuższym okresie w takiej pogrążonej w piasku głowie (brak dopływu tlenu) zanika szara substancja i nic nie da się zrobić.

Ale tak funkcjonuje polskie środowisko akademickie. Uzasadnienie zwykle jest następujące: muszę głowę trzymać w strusiówce, bo jak się wyprostuję i głowę z piasku wyciągnę to głowa spadnie, a ja chcę mieć kolejne granty/stopnie/tytuły/stanowiska/…… Te, jak widać ( ale tylko przez tych co trzymają głowę podniesioną) są uwarunkowane nie tym co się ma w głowie, tylko tym gdzie ta głowa się znajduje. Tak, tak. Ileż to głów akademickich spadło bo były podniesione co stanowiło zagrożenie dla ‘strusiówkowego’ systemu.

W naszym systemie akademickim najważniejsza jest pozycja głowy, a gatunek Struthio academicus opanował niemal wszystkie nisze akademickie i nie ma konkurencji.

Rząd nie ma interesu aby to zmienić. A opozycja ?

Należy się jeszcze zapytać dlaczego nad zmianami systemu akademickiego z nomenklaturowo-strusiówkowego na normalny, niezbędny dla rozwoju Polski, nie ma żadnej dyskusji, żadnej otwartej debaty, także w tzw. wiodących, wzorcowych dla innych ośrodkach akademickich ?

Trudno jednak liczyć na odpowiedź.

Józef Wieczorek: www.blogjw.wordpress.com

8 sierpnia 2012

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak