Skip to main content

Iran - gorący punkt światowej energetyki

portret użytkownika Admin

Iran to dzisiaj najgorętszy punkt światowej polityki, geopolityczny obszar łączący Europę, Afrykę i Azję, skupiający w sobie najbogatsze zasoby najtańszej ropy i gazu na świecie, kontrowersyjną politykę nuklearną i napięcia regionalne o najwyższym poziomie zagrożeń. To także cel największej w historii wojny handlowej i energetycznej, prowadzonej przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników.

* * * część 1 * * *
Rozgrywająca się na naszych oczach wojna handlowa z Iranem (z coraz intensywniejszymi nawoływaniami do ataku militarnego) pokazuje w jaki sposób embargo naftowe, wraz z innymi narzędziami nacisku, jest stosowane przez odbiorców ropy. Odwrotnie niż w 1973 roku – wtedy embargo OPEC stało się wzorcem zastosowania broni naftowej – dzisiejsze sankcje wobec Iranu to przykład siły rażenia jaką dysponują największe gospodarki świata wobec jednego z ważniejszych producentów ropy naftowej.

Obejmują one cały irański przemysł jądrowy, także technologie związane z rakietami i środkami przenoszenia głowic jądrowych, co jest oczywiste w świetle zarzutów stawianych Iranowi; ale to nie wszystko – w imię nierozprzestrzeniania broni jądrowej sankcje zostały rozszerzone na wiele innych strategicznych dla Iranu dziedzin gospodarki – przede wszystkim na handel ropą naftową.

Perska potęga energetyczna
Pierwsze skrzypce w tej wojnie bez armat gra energia, tak węglowodory, jak i technologia nuklearna. Stawką są ogromne irańskie zasoby ropy i gazu ziemnego, największe złoża w rejonie Zatoki Perskiej, tylko o włos ustępujące rosyjskim (licząc łączne rezerwy ropy naftowej i gazu ziemnego). Mimo że Wenezuela, Arabia Saudyjska i Kanada posiadają większe zasoby ropy, a Rosja gazu ziemnego, to, biorąc pod uwagę zasoby obu tych surowców, właśnie Iran jest drugim na świecie państwem dysponującym takim energetycznym bogactwem.

Jego potencjał rozwojowy (ponad 85% pól gazowych nie jest zagospodarowanych), a przede wszystkim niezwykła łatwość dostępu do złóż i niskie koszty wydobycia – czyni z tego kraju bardzo atrakcyjny cel dla Zachodu, wygłodniałego ropy i gazu. Dzisiaj Iran to 5. eksporter (drugi w OPEC po Arabii Saudyjskiej) i 4. producent (po Rosji, Arabii Saudyjskiej, USA) ropy na świecie.

Węglowodory to niezwykle ważny, strategiczny punkt irańskiej gospodarki. Dochody z ropy naftowej są najcenniejszym źródłem twardej waluty – to 90% dochodów z eksportu i 70% wpływów do budżetu Republiki Islamskiej. Także gaz ziemny (choć w znacznie mniejszym wymiarze – jedynie 4% eksportu energii) – przynosi Iranowi 320 milionów dolarów miesięcznie.

Iran jest jedynym krajem Środkowego Wschodu, który posiada elektrownię jądrową – stał się regionalnym liderem w przełamywaniu nuklearnego monopolu Zachodu. Siłownia w Bushehr to najdłuższy projekt w historii energetyki jądrowej. Rozpoczął się 39 lat temu, gdy Iran, pod rządami cesarza Rezy Pahlawiego, jeszcze jako strategiczny sojusznik USA, rozpoczął rozwój sektora nuklearnego. Plany przewidywały budowę 20 bloków jądrowych i cieszyły się pełnym poparciem USA, Francji i Niemiec, które podpisały wielomiliardowe kontrakty na budowę irańskich elektrowni jądrowych. Sojusz był tak mocny, że szef amerykańskiego sztabu zaproponował umieszczenie na terenie Iranu amerykańskiej broni jądrowej.

Niemcy i Francuzi zaczęli budowę w Bushehr w 1974 r. i do rewolucji islamskiej ukończono 85% projektu. Prace zastopowała wojna z Irakiem, a w 1988 r. Siemens pod naciskiem USA wycofał się z budowy. W 1991 r. Iran porozumiał się z Rosją i Atomstroyexport rozpoczął całkowitą przebudowę dotychczasowych instalacji. 3 września 2011 pierwszy blok uzyskał pełną moc tysiąca megawatów. Drugi blok WWER 1000/446 jest w budowie.

Mimo iż irański program jądrowy, budowa i praca elektrowni w Bushehr, a także wzbogacanie uranu, są pod pełną kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Jądrowej (IAEA), jej inspektorów i kamer przemysłowych, nie uśmierza to ciągnących się latami wątpliwości państw Zachodu w sprawie proliferacji (rozprzestrzenienia) broni jądrowej.

Nuklearne zagrożenie czy pretekst?
Iran, jak każde państwo, ma prawo do „rozwoju badań, produkcji i użytkowania energii jądrowej do celów pokojowych”, jeżeli działa w zgodzie z pierwszym i drugim artykułem Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Nuclear Non-Proliferation Treaty – NPT), czyli „nie produkuje ani nie nabywa broni jądrowej, nie stara się wejść w jej posiadanie ani nie udziela pomocy innym krajom w jej produkcji”. Artykuł czwarty Układu podkreśla wręcz, że „żadne zapisy NPT nie mogą być interpretowane na niekorzyść takiego państwa”. W Układzie nie ma zapisanego zakazu wzbogacania materiałów jądrowych. Iran podpisał Układ NPT i przyjął warunki narzucone reszcie świata przez członków Klubu Nuklearnego – posiadaczy broni jądrowej, chcących zapobiec jej rozprzestrzenieniu.

IAEA nadzoruje te reguły i jej raport z listopada 2003 r. zawierał zastrzeżenia wobec niezgłoszenia (do czego sygnatariusz NPT jest zobowiązany) ciągnących się od lat 80-tych, podejrzanych działań. Raport stwierdzał co prawda jednoznacznie, że „nie ma żadnych dowodów, że niezgłoszone materiały i działania… były związane z programem broni jądrowej”, jednak Agencja wyraziła wątpliwości, twierdząc, że „nie jest w stanie zweryfikować pokojowej natury irańskiego programu jądrowego”.

Negocjacje wzięły w swoje ręce państwa europejskie (Francja, Niemcy i W. Brytania) obawiając się, że jeśli USA podejmą się ich prowadzenia, powtórzy się świeżo zastosowany iracki model rozwiązywania tego typu problemów. Kluczowym momentem było spotkanie wiosną 2005 r. w Paryżu, w pałacu Quai d’Orsay – siedzibie francuskiego MSZ. Brytyjscy, francuscy i niemieccy negocjatorzy usłyszeli ofertę pełnej współpracy Iranu z Zachodem, czyli „obiektywne gwarancje” pokojowego wykorzystania energii jądrowej. Iran nie chciał zrezygnować ze wzbogacania uranu, jednak gwarantował pozostanie członkiem NPT oraz pełne poddanie się kontroli inspektorów Agencji (łącznie z ich stałą obecnością we wszystkich punktach procesu wzbogacania). Nakładał na siebie dobrowolne ograniczenia ilości wzbogacanego materiału jądrowego, a jego religijni przywódcy mieli nałożyć klątwę na broń atomową.

Jednak europejscy negocjatorzy wiedzieli (jak dzisiaj wspominają), że „nie było najmniejszej szansy, by prezydent Bush, jego republikańscy doradcy oraz izraelscy sojusznicy zgodzili się na takie rozwiązania. Europejczycy nie mogli rzucić im wyzwania, nie ryzykując potężnego konfliktu transatlantyckiego”. Postawiony przez Zachód warunek był upokarzający dla Irańczyków - natychmiastowa rezygnacja ze wzbogacania uranu. Upokarzająca, gdyż Iran byłby jedynym państwem NPT, w którym obowiązywałby taki zakaz. Jak powiedział szef brytyjskiej delegacji sir John Sawers: „Amerykanie nigdy nie będą tolerować działania nawet jednej centryfugi w Iranie”.

Ostatnią znaczącą kartą rzuconą w tych negocjacjach była oferta prezydenta Ahmadineżada, który 17 września 2005 r. na posiedzeniu Narodów Zjednoczonych zaproponował, by irański program wzbogacania uranu był prowadzony przez międzynarodowe konsorcjum, w którym udział miałyby inne państwa. Oferta ta została bez dyskusji odrzucona. Od tego momentu stało się oczywiste, że nie chodzi o poddanie się Iranu wymogom prawa międzynarodowego. Długa historia tego konfliktu może być tu dobrym wyjaśnieniem.

Czytaj całość: Nowa Debata

Andrzej Szczęśniak

17 czerwca 2013

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak