Skip to main content

Euro: stręczyciele i idioci

Stręczyciele waluty euro nie zamierzają odpuścić. Dobrze wiedzą, przynajmniej niektórzy, że to krok w stronę superpaństwa o nazwie Unia Europejska. Jak słusznie zauważył w jednym z tekstów Janusz Korwin-Mikke, argument, że euro chroni pieniądz przed zbyt wielkimi wahaniami względem innych walut, jest dęty i miałby rację bytu być może jedynie w przypadku gdyby euro było jedyną walutą na świecie. Póki co, waluta ta będzie “zawsze względem” innych istniejących walut i wobec nich podlegać będzie wahaniom.

Zastanawiam się, do której grupy zwolenników euro należy premier Donald Tusk… Tych, co za wszelką cenę, nawet posługując się kłamstwami i naciąganymi argumentami dążyć będą do zaszczepienia tego pieniądza we wszystkich krajach Unii, czy też do grupy “pożytecznych idiotów”, którzy zachłystują się wszystkim, co tylko zalatuje “postępowością”, o czym “Gazeta Wyborcza” i inne piśmidła zawyrokują, że jest “na czasie” i uczynią z tego dogmat wiary…

Po tym, jak usłyszałem w czwartek rano w radio informację o środowym spotkaniu premiera polskiego (?) rządu ze studentami jakiegoś “uniwersytetu trzeciego wieku”, dochodzę do wniosku, że pan Tusk należy chyba jednak do tej pierwszej grupy zwolenników euro. Informację ubogacono wypowiedzią pana premiera, który jako argument “za euro” podał… Ech, zresztą zacytujmy (cytuję z pamięci): “Owszem, w krajach strefy euro też jest kryzys. Na przykład w Hiszpanii również jest, bezrobocie rośnie, jednak póki co to Polacy jeżdżą do Hiszpanii do pracy, a nie Hiszpanie do Polski…”.

Otóż myślę, że pan premier sam dobrze wie, że argument ten jest bardzo, ale to bardzo głupi. Zresztą w jego głosie nie wyczuwało się zbyt dużej wiary w to, co sam mówił. Przecież pan premier Tusk dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że Hiszpania osiągnęła swój status ekonomiczny na długo, nim przyjęła euro. Zdaje sobie bez wątpienia również sprawę z tego, że Polacy jeździli do pracy na Zachód na długo przed tym, nim Zachód (piszę w uproszczeniu) przyjął euro. Pan premier zdaje sobie również sprawę z tego, że Polacy najliczniej wyjeżdżają do pracy do Anglii, gdzie walutą jest funt a nie euro (zresztą podczas kampanii wyborczej jeździł agitować nie do Hiszpanii ale do Anglii właśnie). A i z tego zapewne zdaje sobie pan premier sprawę, że choć Polska nie jest w strefie euro to ciągną do nas do pracy Ukraińcy, Białorusini itp… Jaki z tego wniosek? Otóż taki, że euro nie ma żadnego, ale to żadnego znaczenia jeśli chodzi o to, gdzie Polacy jeżdżą do pracy. Wszyscy, czy to będą Polacy, Niemcy, czy Ukraińcy, jeździć będą do pracy tam, gdzie nikt im tej pracy nie zabroni i gdzie można będzie w miarę dobrze zarobić, a nie tam, gdzie jest taka czy inna waluta…

Cóż, pan premier Tusk usiłuje robić z ludzi idiotów. Dlatego uważam, że choć sam w taki argument nie wierzy i wie, że jest on mocno naciągany, posługuje się nim, by za wszelką cenę osiągnąć cel - wciągnięcie Polski do strefy euro i uczynienie z naszego kraju unijnej prowincji, z władzą centralną w Brukseli. “Pożyteczny idiota” (jakoś dziwnie przychodzi mi tu na myśl poseł Stefan Niesiołowski) wierzyłby w ten argument całym sercem, byłby gotów żyły sobie wypruć, zaplułby się na śmierć, byleby tylko pokazać, że to on ma rację, i że euro… i że w ogóle… Pytanie tylko, dlaczego premier Tusk robi to co robi? Cóż, tu nie padnie na nie odpowiedź…

Paweł Sztąberek www.prokapitalizm.pl

6 marca 2009

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak