Skip to main content

Marzec '45 – kartka z kalendarza

portret użytkownika Admin
Kwasniewski3.jpg

Rok 1943 był początkiem szczególnie ciężkich ciosów jakie spadały na polskie społeczeństwo oraz polską państwowość, reprezentowaną przez emigracyjny rząd w Londynie i Podziemie w okupowanej Polsce. Ujawnienie sowieckich zbrodni w Katyniu na krótko poruszyło opinię tzw. wolnego świata, bo niebawem to poruszenie zamieniło się w zwątpienie – a pod wpływem zainspirowanej akcji prasowej – przeszło, w skrajnych przypadkach, w stan oskarżenia polskiego rządu w Londynie o współpracę z Niemcami przeciw serdecznemu aliantowi - Związkowi sowieckiemu.

Polskiemu społeczeństwu pozostała bezsilna rozpacz po utracie elit i żałoba po bliskich. Nie długo po tym miało miejsce, brzemienne w skutkach, fizyczne usunięcie dwóch generałów: "Grota" Roweckiego i Sikorskiego. Decyzje teherańskiego spotkania "trzech" przesądziły o losie polskiego sojusznika. Otoczone milczeniem w sprawach Polski, dawały podstawy do złowrogich podejrzeń.

Likwidacja oddziałów AK na Wileńszczyźnie i na polskich wschodnich Kresach, dokonywana przez specjalne sowieckie formacje przyfrontowe oraz okrucieństwo bestialsko morderczych, nazistowskich organizacji ukraińskich, dopełniało tragedii masowej eksterminacji polskiej ludności na tych obszarach. Wkrótce nastąpiła kolejna tragedia - Powstanie Warszawskie.

Pierwsze zimowe miesiące 1945 roku, były szczególnie trudne w okupowanym Kraju. Surowa zima, nastrój żałoby i załamania po upadku Powstania. Kraj wyludniony i zrujnowany, w którym nowa okupacja zastępowała poprzednią. Sowiecki terror na obszarze polskiego państwa, zajętego przez Armię Czerwoną, dopełniał grozy sytuacji. Postanowienia konferencji jałtańskiej (4-11 luty 1945 r.) w sprawach dotyczących Polski w rzeczywistości stwarzały stan agonii polskiej państwowości, odzyskanej zaledwie przed 27 laty.

Emigracyjny rząd w Londynie zmuszany był od początku 1943 roku do ciągłych, daleko idących ustępstw w stosunku do żądań Stalina i poddany nieustającej presji ze strony Churchilla. Zaniechanie dochodzeń i wyciszenie oskarżenia pod adresem sowietów o zbrodnie katyńską (Sikorski). Mikołajczyk, w jeszcze większym stopniu niż Sikorski, skwapliwie dostosowywał się do żądań Stalina – Churchilla i bez oporów wywiązywał się z otrzymywanych poleceń.

Do "zasług" Mikołajczyka należało, w pierwszym rzędzie, doprowadzenie do dymisji "faszysty" gen. Sosnkowskiego z funkcji Naczelnego Wodza (28.09.44) oraz zgoda na wschodnią granicę wzdłuż tzw. Linii Curzona. Były to główne punkty listy żądań Stalina. Na później odłożono spełnienie stalinowskiego żądania unieważnienia kwietniowej konstytucji RP i usunięcia "faszysty" Raczkiewicza z funkcji prezydenta.

Tragiczna decyzja wywołania powstania w Warszawie nie spełniła – bo nie mogła – żadnego z dwóch założonych celów, ani politycznego, ani tym bardziej militarnego. To, co w założeniu przywódców Stronnictwa Ludowego w Londynie i w Kraju, miało wzmocnić pozycję St.Mikołajczyka, prowadzącego w tym czasie w Moskwie rozmowy ze Stalinem, dało temu ostatniemu okazję do oskarżeń zarówno pod adresem rządu londyńskiego, Naczelnego Wodza gen. K.Sosnkowskiego jak i całej Armii Krajowej, usztywniając daleko idący dyktat w stosunku do coraz bardziej skromnych postulatów polskich.

Powstańczy zryw spowodował nieodwracalne straty w szeregach Armii Krajowej, straty zarówno ilościowe oraz jakościowe. AK straciła co najmniej 22 tysiące poległych i zaginionych, około 20 tysięcy poszło do niewoli, około 5 tysięcy wyszło z Miasta razem z wypędzoną ludnością cywilną; (wg opracowania "Polskie Siły Zbrojne"). W walce zginęła znaczna część młodego, warszawskiego pokolenia, urodzonego w wolnej Polsce, pokolenia ideowego, wychowanego w patriotyzmie.

Równie tragiczne w skutkach były straty ludności cywilnej, poległej i mordowanej w trakcie powstańczych walk (co najmniej 200 tys.), jak i wypędzonej z ruin miasta po kapitulacji (około 500 tysięcy „przeszło” przez obóz w Pruszkowie). Powstańcza hekatomba to statystycznie 3.580 poległych każdego powstańczego dnia.
Warszawa, będąca „tętniącym sercem” konspiracji i walki podziemnej, po kapitulacji pozostała martwa. Przestało istnieć centrum polityczne i Komenda Główna AK. Patetyczne przemówienie Mikołajczyka, wygłoszone w Londynie 6 października 1944 r. (3 dni po kapitulacji Powstania) w swej treści mijało się z po powstaniową rzeczywistością w Kraju.

Padła Stolica, lecz nie ustała walka, padła jedna z fortec, lecz zostały inne. Istnieje nadal Podziemna Polska...

17-go stycznia Armia Czerwona zajęła bezludne ruiny zamordowanej Warszawy.
19-go stycznia, rozkazem gen.Okulickiego przejmującego obowiązki gen.Bora-Komorowskiego, została rozwiązana Armia Krajowa, praktycznie nie od razu a z różnych powodów w stopniu ograniczonym. Brak dowództwa, łączności, odzieży, żywności, środków płatniczych, a w aspekcie logistycznym, brak strategii, stawiał przed dowódcami rozproszonych leśnych oddziałów konieczność podejmowania we własnym zakresie decyzji o całkowitej lub częściowej demobilizacji. W takiej sytuacji zawiązała się nowa organizacja podziemna "Nie" pod przywództwem "Nila"- gen. E.Fieldorfa, zlikwidowana wkrótce przez nową Delegaturę w Kraju, zdominowaną przez Stronnictwo Ludowe.

Podobnie silne lobby tej parti w londyńskim rządzie ludowca - Mikołajczyka, decydowało o wszystkim (pod dyktando Churchilla) po śmierci gen. Sikorskiego.
Kontynuację dalszej walki zbrojnej z nowym okupantem prowadziły leśne odziały organizacji „WiN”.

20-go stycznia, B.Bierut "prezydent" tymczasowej komunistycznej władzy z sowieckiego nadania, wydał dekret nakazujący aresztowanie i oddawanie pod "sąd" żołnierzy AK oraz zwolenników polskiego rządu w Londynie. Za postępującym frontem Armii Czerwonej, sowieckie formacje NKWD, „Smiersz” i inne o zadaniach dywersyjnych, dokonywały obław na zlokalizowane zbrojne oddziały polskiego podziemia, mordowały, wywoziły w głąb sowieckiego terytorium, zamykały w więzieniach, za drutami obozów na terenie Polski (m.in. w Rembertowie).

W takiej sytuacji miało miejsce zaskakujące i brzemienne w skutkach wydarzenie, bowiem 17-go marca odbyło się pierwsze spotkanie niejakiego Pimienowa, płk. NKWD, urzędującego w Pruszkowie, z Jankowskim, delegatem polskiego rządu w Londynie na Kraj. Spotkanie to było poprzedzone ustnym, a następnie pisemnym zaproszeniem wystosowanym przez Pimienowa i przekazanym w końcu lutego, zakonspirowanemu Jankowskiemu, przez bliżej nieokreślonych wówczas „pośredników”.

Już ten fakt świadczył o głębokiej penetracji Podziemia, dokonanej przez NKWD. Jankowski przyjął zaproszenie bez porozumienia się z „londyńskim” rządem RP i 17-go spotkał się z Pimienowem, który domagał się rozmowy z gen. Okulickim. Okulicki był zdania, że „zaproszenie” było podstępem już wcześniej stosowanym przez sowietów na polskich terenach zajmowanych przez Armię Czerwoną. Początkowo odmawiał udziału w dalszych spotkaniach. Opinia przedstawicieli konspiracyjnego Stronnictwa Ludowego w tej sprawie była jednoznaczna.

Nalegali na podjęcie rozmów grożąc, że w razie zwlekania, podejmą rozmowy na własną rękę. Byli to: Bień, Bagiński, Niećko i Mierzwa. Pod naciskiem i uciekaniem się do gróźb ze strony ludowców , w skład delegacji przewidzianej do „dyskusji” z NKWD przyłączyli się: gen.Okulicki, Pużak i Kauzik, dwaj ostatni reprezentujący PPS. Stanowisko ludowców w Kraju było w głównej mierze wynikiem postawy Mikołajczyka i gen.Tatara w Londynie, zachęcających a nawet nalegających na podjęcie rozmów.

Jankowski, w swojej szyfrowanej relacji, wysłanej do Londynu stwierdzał, że Pimienow, występujący w imieniu tajemniczego gen .Iwanowa, zrobił dodatnie wrażenie i nadzieję na pomyślny wynik dalszych rozmów. To wrażenie i nadzieje wynikały z lekceważącej opinii Pimienowa w stosunku do "rządu lubelskiego" oraz z drugiej strony, podkreślanie siły i znaczenia polskiego Podziemia z AK na czele. Jankowski przyjął podstępną agitację enkawudzisty za stanowisko, co najmniej, sowieckiego dowódcy frontu gen. Żukowa, z którym Pimienow miał skontaktować całą reprezentację Podziemia.W związku z takim "wrażeniem", oraz faktem, że Jankowski po spotkaniu z Pimienowem nie został aresztowany, rosło zaufanie do dalszych kontaktów na wyższym szczeblu. Kierownictwo konspiracyjnej Rady Jedności Narodowej, objawiając brak instynktu samozachowawczego, z coraz większą niecierpliwością dążyło do tego „historycznego”spotkania.

W związku z tym, Jankowski, Okulicki i Pużak, jako przedstawiciele delegacji, udali się rano 27-go marca do siedziby Pimienowa w Pruszkowie, skąd mieli niebawem wrócić do pozostałych członków Rady, informując o przebiegu spotkania. Z pruszkowskiej siedziby NKWD nie wrócili, co winno być wyraźnym ostrzeżeniem dla pozostałych. Mimo to, następnego dnia pozostała część delegacji udała się do Pruszkowa. W tym momencie sowiecka pułapka została zamknięta. Pomijając tu różne, grubymi nićmi szyte, usprawiedliwienia nieobecności gen. Żukowa, wszyscy, pod różnymi pretekstami, zostali przewiezieni do podwarszawskich Włoch, następnie na Okęcie, skąd samolotem (jakoby specjalnie przysłanym przez gen. Żukowa) do Iwanowa-Wozniesieńska (przymusowe lądowanie).

Dalej pociągiem do Moskwy. Jak wynika z relacji tych osób, którym było dane przeżyć i opisać na emigracji (Zb.Stypułkowski „W zawierusze dziejowej”, W.Bagiński "Podróż w nieznane", uzupełn. inform. w „Dokąd pójdziemy” płk. J. Stypułkowskowskiego), większość „podróżujących” delegatów nie była świadoma sytuacji, natomiast byli pod wrażeniem udziału w historycznej misji, która miała realizować się w „samej Moskwie”. Tajemnicze zniknięcie delegacji wywołało zrozumiały niepokój i próby wyjaśnienia sytuacji.

St. Korboński (SL), dyr. Departamentu Spraw Wewn. Delegatury Rządu RP na Kraj, uzyskał wiadomość od swojego informatora z NKWD, że delegacja jest w Moskwie, rozmawia ze Stalinem i zwiedza miasto. Dwóch z delegacji ma otrzymać stanowiska ministrów w nowym rządzie. 31-go marca agenci NKWD zjawili się w domu W.Witosa w Wierzchosławicach i "zaprosili go do podróży". Zaproponowano mu stanowisko premiera w nowym "lubelskim" rządzie i sześć stanowisk dla Stronnictwa Ludowego. Witos nie przyjął propozycji i po 5-ciu dniach "przekonywania" został zwolniony. Z aresztowanymi w Pruszkowie członkami delegacji nie miał kontaktu.

Sprawa „zaginięcia” delegacji wywołała oburzenie opinii publicznej na Zachodzie, wprawdzie krótkotrwałe, ale w połączeniu z naciskami dyplomatycznymi polskich ambasadorów na zachodnich aliantów, spowodowała oficjalne, acz uprzejme wystąpienia do Stalina o wyjaśnienie "zaginięcia" delegacji. Churchill pytał, jak zwykle w korespondencji ze Stalinem, w pozycji "przyklęku". W podobnym stylu brzmiała ostatnia depesza Roosevelta wysłana do Stalina 1-go kwietnia. Była to już ostatnia korespondencja Roosevelta, ponieważ zmarł 12-go kwietnia. Po długim milczeniu, 18-go maja Stalin odpowiedział na akcję dyplomatyczną: „...notoryczny dywersant gen. Okulicki i inni zostali aresztowani w Polsce na zasadzie prawa, zabezpieczającego tyły Czerwonej Armii przed dywersantami...”

Po trzymiesięcznym śledztwie,18-go czerwca 1945 r. przed Kolegium Wojskowym sowieckiego Sądu Najwyższego, rozpoczął się w Moskwie „proces szesnastu”.
Oskarżonymi byli: Okulicki, Jankowski, Bień, Jasiukiewicz, Pajdak, Pużak, Zwierzyński, Bagiński, Mierzwa, Stypułkowski, Czarnowski, Chaciński, Urbański, Michałowski, Kobylański i Stemler-Dąbski.

Sowieci chcieli mieć wśród oskarżonych również gen.”Nila”- Fieldorfa, którego NKWD intensywnie szukała w spenetrowanym Podziemiu. Paradoksalnie, w tym czasie mieli Go już uwięzionego w łagrze, po aresztowaniu z fikcyjnym dokumentem tożsamości, jako handlującego walutami, z powodu znalezionej przy Nim pewnej ilości dolarów. Zwolniony, po kilku łagrowych latach, powrócił do Kraju i zamieszkał w Łodzi. Po ujawnieniu swojej tożsamości dostał się w ręce komunistycznego, sądowego aparatu terroru i został zamordowany. Relacje osób, które znały gen. „Nila” mają jednoznaczną wymowę: „jedna z najbardziej przykładnych postaci żołnierskich w AK”, „wspaniały człowiek i nieustraszony żołnierz”, „niezłomny w postawie”, „pod każdym względem czarujący”.

Proces "szesnastu" odbywał się w obecności, m.in, przedstawicieli ambasad: amerykańskiej i brytyjskiej oraz korespondentów prasy zachodniej. 15-tu sądzonych przyznało się do winy, określając się w ostatnim słowie w sposób, który mógłby być wytłumaczony skutkami ciężkiego śledztwa lub nawet stosowaniem środków odurzających, gdyby nie postawa jednego z szesnastu, Zbigniewa Stypułkowskiego (Str. Narod.).

Do żadnej winy nie przyznał się, oskarżenia prokuratury odrzucał. Niewątpliwie głównymi oskarżonymi byli: Okulicki i Jankowski (Str. Pracy). Okulicki zeznawał w czasie rozprawy w języku rosyjskim. W swoich zeznaniach mimo woli obciążył gen.Fieldorfa odpowiedzialnością za dywersję, wynikającą z wydanego przez „Nila”- Fieldorfa rozkazu w grudniu 1944 r. Określił swoją działalność jako przynoszącą korzyść Niemcom, a szkodzącą sojusznikom. Przyznawał się do winy w ramach swoich zeznań, ale nie według sformułowań w akcie oskarżenia. Jankowski przyznawał się „w zasadzie”, inni „częściowo”, inni „całkowicie”. Proces zakończył się 21-go czerwca, wyrokami skazującymi, w wymiarze od 10 lat do 4 miesięcy.

Mimo wszystko, zachowanie sądzonych różniło się zasadniczo od postawy wielu oskarżonych w podobnych procesach komunistycznego wymiaru "sprawiedliwości", m.in. takich osób, jak: gen.E.Fieldorf - "Nil, mjr.Z.Szyndzielarz "Łupaszka", rtm.W.Pilecki, czy Danuta Siedzikówna "Inka", która w ostatnim grypsie przed egzekucją napisała: „powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak należy”. Czy tych piętnastu zachowało się jak należy? Stypułkowski wspomina w swojej książce, że: „niektórzy bez powodu zdradzali tajemnice konspiracyjne; ...zeznania ich stanowiły obciążający dowód; ...że w czasie konfrontacji spoglądał na strzępy ludzkie noszące nazwisko przyjaciela”. Widocznie był to już inny „garnitur ludzi” a właściwie „kapota”.

W tym samym czasie w Moskwie, Stalin polecił zorganizować konsultacje w sprawie utworzenia „nowego rządu”. Obrady trwały od 17-go do 21-go czerwca. Główną rolę odgrywali tu komuniści z „rządu lubelskiego”. O tym, kto mógł dołączyć do obrad, decydował sam Stalin. Pozwolił przyjechać trzem londyńskim delegatom, na czele z Mikołajczykiem.

Wtedy to, w czasie obrad, Gomułka biorący aktywny udział w obradach, powiedział m.in.: władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy oraz: zniszczymy wszystkich bandytów reakcyjnych bez skrupułów. Mikołajczyk nawet słowem nie wspomniał o tych, którzy w tym samym czasie, w Moskwie byli na ławie oskarżonych, wśród których znajdowali się jego towarzysze partyjni, jeszcze kilka miesięcy wcześniej wykonujący jego dyrektywy. Zebrane gremium szybko doszło do porozumienia w sprawie „nowego rządu”, po czym 26-go czerwca odbył się uroczysty bankiet na Kremlu. Wprawdzie nie wiadomo czy te obrady odbywały się przy okrągłym stole, ale mógł to być model dla innego "mebla", użytego w innym czasie.

Nowy rząd został formalnie uznany 4-go lipca przez francuski rząd de Gaulle-a, 5-go lipca przez USA oraz 6-go lipca przez rząd brytyjski a następnie przez kolejne państwa.

Dwa lata później Mikołajczyk, wystraszony grożącym mu aresztowaniem, uciekł z Polski w kufrze bagażu dyplomatycznego, na co UB "przymknęła oko". Wcześniej, jeszcze jako II-gi wicepremier (obok I-szego vice - Gomułki) i poseł na sejm ustawodawczy, głosował za odebraniem polskiego obywatelstwa stu kilkudziesięciu polskim oficerom, pozostającym na emigracji.

Wiesław Kwaśniewski www.prawica.net

14 marca 2009

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

Historia lubi się powtarzać!

portret użytkownika Piotr Korzeniowski

Smutny wniosek! Wyczyny obecnego Premiera RP (uległość wobec Anieli Merkel} bardzo przypominają to co robił Stanisław Mikołajczyk!
Piotr Korzeniowski

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.