Skip to main content

O strategii i pseudo-strategii Ruchu JOW

portret użytkownika Admin
przystawa_j1_01.jpg

Dzielny i zasłużony woJOWnik, Janusz Sanocki, od pewnego czasu zwątpił w sensowność naszej pracy. Doszedł do wniosku, że Ruch wyczerpał swoje możliwości, nasze działania stały się jałowe i niewarte solidnego zaangażowania. Jest to bardzo przykra sytuacja i dotkliwa strata, ponieważ cechą osobistą Janusza Sanockiego jest aktywność i obywatelska pasja, a w zdeptanym społeczeństwie polskim są to cechy wręcz na wagę złota. Oczywiście, Janusz Sanocki nie jest pierwszym z grona kiedyś bardzo aktywnych działaczy Ruchu, którzy wycofali się z szerszej działalności. Mógłbym wymienić dość długą listę nazwisk osób, miłych mojemu sercu i pamięci, którzy dzisiaj gdzieś poznikali i czasem nawet trudno ich odnaleźć.

W odróżnieniu jednak od Janusza Sanockiego nie występują oni publicznie z krytyką tych, którzy nadal swój czas, pieniądze i energię poświęcają celowi, jaki sobie założyliśmy i nie usiłują przekonać nas, że nasza praca jest psom na buty. Zmęczyli się, albo uznali, że jest to zamiar nie na ich siły – trudno mieć o to jakiekolwiek pretensje. Tak w historii zawsze było, tak jest i tak będzie, że jednym sił i zapału wystarcza na dłużej, a innym na krócej. Natomiast Janusz Sanocki, w odróżnieniu od nich, przekonuje nas, że jego zniechęcenie nie jest wynikiem faktu, że już czterokrotnie poniósł osobistą porażkę w wyborach powszechnych – co byłoby zarówno naturalne, jak i zrozumiałe – ale, że jest to wina błędnej strategii Ruchu, która według jego słów, przez ponad 10 lat była dobra i słuszna, a po 2004 roku nagle słuszna być przestała.

A co takiego stało się w 2004 roku? Janusz Sanocki utrzymuje, że to Platforma Obywatelska – podejmując akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie JOW – wyprowadziła nas w pole, zablokowała nasze działania i w ten sposób straciły one sens. No, to jest bardzo zabawna i przewrotna ocena skuteczności Ruchu JOW! Wypada więc zapytać: jak to się stało, że postulat JOW wszedł w obieg debaty publicznej, do tego stopnia że najsilniejsza i rządząca dziś partia polityczna uznała za słuszne i właściwe wpisać ten postulat w swój program wyborczy, a nawet zbierać podpisy pod referendum? Któż jeszcze, poza Ruchem JOW, może być uważany za sprawcę tej zmiany? Kto, oprócz nas, przez lata domagał się JOW, aż wreszcie to żądanie stało się postulatem numer jeden, z którym partie polityczne muszą się liczyć i uwzględniać w swoich programach, hasłach i akcjach publicznych?

Ruch JOW, w odpowiedzi na akcję PO, zorganizował Marsz na Warszawę. Janusz Sanocki może pamiętać ten Marsz, bo to nie było sto kilkadziesiąt osób na ulicy – jak to dzisiaj, i on i niektórzy inni, krytycy z ironią opowiadają – ale dobrze ponad tysiąc. Marsz ten pokazał dowodnie, że PO oszukuje, że wcale nie zamierza popierać JOW, że to jest tylko hasło pod publiczkę, a nie rzeczywista intencja tej partii i jej przywódców. Nikt z polityków tej partii nie pofatygował się na spotkanie z manifestantami, media zostały zablokowane, politycy udali, że nas nie widzą i nie słyszą!

W takiej sytuacji Janusz Sanocki rzucił hasło udziału Ruchu w wyborach do Senatu i udało mu się nakłonić szereg aktywnych woJOWników do tej akcji. Akcja ta, niestety, zakończyła się kompletną porażką. I nie mogło być inaczej, bo Ruch nie tylko nie miał pieniędzy na promowanie swoich kandydatów, ale przede wszystkim stworzył wyborcom podwójny dysonans poznawczy: z jednej strony Ruch antysystemowy, głoszący fałsz i antydemokratyczność wyborów parlamentarnych sam zabrał się w tych wyborach startować – a z drugiej strony, dlaczego wyborca w Płocku czy Hrubieszowie miał głosować na kandydata Ruchu JOW, którego w ogóle nie znał, zamiast na kandydata dużej partii, która wpisała JOW do swego programu, a jeszcze nawet zebrała masę podpisów pod wnioskiem o referendum?

W efekcie, dostaliśmy wtedy całkiem zasłużone baty i zastopowało to nasze prace na długi okres czasu, o czym łatwo się przekona każdy kto obejrzy Kronikę Ruchu JOW, jaką publikujemy w naszych Biuletynach Informacyjnych. Zobaczy wtedy, jak nasza działalność po tych wyborach „siadła” i jak trudno było i jest nam się z tej wpadki podnieść. Błędy popełnione w polityce zawsze mszczą się okrutnie na tych, którzy je popełniają.

Jaką strategię proponuje nam JS?

Janusz Sanocki przekonuje nas, że Ruch nie ma „strategii”, bo wprawdzie do 2004 roku taką strategię miał, ale to już jest nieaktualne, a jedyna dostępna nam „strategia”, to propozycja, jaką nam przedstawił. Jaka to propozycja? Cytuję jego wypowiedź:

Moja propozycja zmiany tego stanu rzeczy i wyjścia z impasu to:
1. jasne i odważne zadeklarowanie, że zmierzamy właśnie do zmiany konstytucji, do zmiany ustroju;
2. rozszerzenie naszych postulatów o główne postulaty KONSTYTUCYJNE dotyczące pozostałych władz: wyboru sędziów i wyboru systemu prezydenckiego lub gabinetowego.

Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie:

Dlaczego Polacy z taką niechęcią odnoszą się do wszystkich partii politycznych, jakie pojawiły się na scenie politycznej po 1989 roku?

Myślę, że odpowiedź jest oczywista: przekonali się, że wszystkie partie, co innego deklarują w swoich programach wyborczych, a co innego robią. Polski wyborca jest nieustannie wyprowadzany w pole i oszukiwany. Czy ktoś widzi jakąś inną przyczynę?

Czym Ruch JOW różni się od partii politycznych?

Otóż, w przeciwieństwie do wszystkich partii politycznych, Ruch JOW ma jasno, konkretnie, prosto sformułowany cel: jest nim doprowadzenie do zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu, na taką, jaką się posługują Brytyjczycy, Kanadyjczycy i inni. Co więcej: Ruch JOW, przez 17 lat swojej działalności udowodnił, że nie oszukuje Polaków, że jego program nie jest tylko jeszcze jedną maskaradą dla zdobycia stanowisk, władzy i pieniędzy, ale że my naprawdę i na serio sformułowaliśmy niezbędny warunek reformy Państwa Polskiego i do zrealizowania tego warunku zmierzamy.

To jest wielka zaleta i wielka przewaga – duchowa – nad wszystkim partiami politycznymi. Dzięki temu Ruch JOW bez wielkiego wysiłku zdobył jawne poparcie ok. 300 wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jako Patronów Honorowych Ruchu, to dzięki temu nasz postulat jednomyślnie poparło Zgromadzenie Ogólne Związku Miast Polskich, to dzięki temu wspiera nas Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy i inne grona, ciała i ludzie. Janusz Sanocki lekceważąco wypowiada się i o tych Patronach Honorowych, i o popierających nas organizacjach, ale ja będę się z nim w tej sprawie spierał.

A co nam zamiast tego, w ramach swojej „strategii” proponuje Sanocki?

Konstytucję? Jaką konstytucję? Mamy ją zacząć pisać, czy ma nam wystarczyć projekt autorski Janusza Sanockiego? Projekt ten spotkał się już z surową krytyką w Internecie. Którym projektem mamy czarować Polaków i zachęcać ich do poparcia naszego Ruchu, który do tej pory miał jeden postulat, a teraz będzie ich miał 300?

Wybory sędziów, wybór miedzy systemem prezydenckim i gabinetowym?

Janusz Sanocki jeszcze sam się nie zdecydował czy woli system prezydencki czy gabinetowy i dlatego oferuje nam to jako strategię Ruchu? A jak mamy wybierać sędziów? Czy już mamy jakiś sensowny projekt, czy mamy dopiero powołać komisje do opracowywania tych projektów? I jakich sędziów mamy wybierać? Wszystkich czy tylko niektórych? A co z prokuratorami? A może wprowadzimy sądy przysięgłe i Wielką Ławę Przysięgłych? A jak już napiszemy te projekty, to według jakiej strategii zostaną one wprowadzone? Bo co zrobić, jeśli „klasa polityczna” odrzuci i projekt konstytucji i nie zechce wyborów sędziów itp.? Przeprowadzimy referendum?

W gruncie rzeczy Janusz Sanocki nie proponuje nam nic innego, jak to, żeby Ruch zamienił się w quasi-partię polityczną, która wysunie jakieś z pozoru bardzo chwytliwe postulaty, żeby nie wiadomo co realizować. Najprawdopodobniej stworzyć kolejną listę wyborczą i próbować kolejnego startu w wyborach. To jest droga donikąd.

Nie zabraniamy nikomu z ludzi Ruchu startować w dowolnych wyborach I Januszowi Sanockiemu też życzymy szczęścia. Nie przeszkadzamy nikomu tworzyć nowej konstytucji ani pisać prac o nowym ustroju sądów, ani organizować pikiet w sprawie niesprawiedliwych wyroków, a nawet głodówek. Mamy jednak już wystarczająco przykładów ludzi, którym, poprzez odpowiedni dobór barw, udało się wejść do Sejmu czy Senatu. Tak się jednak zawsze składało, że kiedy się tam znaleźli, to o JOW zapominali. Może w przypadku Janusza Sanockiego będzie inaczej, bardzo by to było miłe i sympatyczne.

Co robić?

Ruch JOW przedstawia jedyną, alternatywną wobec dzisiejszej sytuacji, propozycję zasadniczej, strukturalnej reformy Państwa Polskiego. Zmiana systemu wyborczego zmieni całą scenę polityczną, wymusi zmianę struktury partii politycznych, wprowadzi zasadę osobistej, indywidualnej odpowiedzialności posłów przed wyborcami. Jest to propozycja konkretna, prosta i sprawdzona. Propozycji o takich walorach nie przedstawia żadna partia ani żadne inne ugrupowanie polityczne. Na dodatek propozycja ta cieszy się spontanicznym, autentycznym poparciem większości Polaków. Jest to poważny kapitał, którego nie wolno zmarnować.

Zdajemy sobie sprawę, że pomimo tego większość Polaków w ogóle nie wie praktycznie niczego o istnieniu naszego Ruchu i jego zamierzeniach. Skoro nie wie, to nie może nas poprzeć, no bo jak?

Jaki z tego wniosek?

Musimy wzmóc, zintensyfikować naszą działalność edukacyjną i mobilizacyjną, szukając nowych form, a przede wszystkim środków, aby docierać do nowych środowisk. Przede wszystkim do wielomilionowych rzesz młodzieży akademickiej. Musimy tworzyć grupy terenowe, formalne i nieformalne, gromadzące środki, organizujące kolportaż wydawnictw, spotkania edukacyjne i manifestacje publiczne.

Od 2004 roku, o którym pisze Janusz Sanocki, przewinęły się przez polskie uczelnie wyższe miliony studentów, z których setki tysięcy pokończyło studia. Ile razy dotarliśmy do tej młodzieży z jakąkolwiek prelekcją, pogadanką, odczytem, dyskusją? Skąd ta młodzież ma wiedzieć o naszym Ruchu i jego postulatach? Niestety, dotarcie do niej jest konieczne, jeśli nasza akcja ma się powieść.

Nie dotarliśmy do nich nie dlatego, że nasza „strategia” jest zła, tylko dlatego, że nie mieliśmy odpowiednich środków na akcję we właściwej skali. Robiliśmy po prostu tyle, na ile nas było w tych warunkach stać. Tymi środkami, jakimi dysponowaliśmy znacznie poszerzyliśmy krąg ludzi popierających postulat JOW. Czy możemy więcej? Moim zdaniem oczywiście tak. Potrzeba nam tylko więcej pracy, więcej pieniędzy, więcej zaangażowanych działaczy, więcej lektorów, którzy będą w stanie wyjaśniać sprawę, więcej różnego typu akcji ulicznych, happeningów, manifestacji, więcej ulotek, broszur, znaczków, gadżetów itd., itp.

Nie ma królewskiej drogi, nie ma czarodziejskiej różdżki – trzeba zmobilizować do akcji rzesze Polaków, a to jest zadanie nie byle jakie. Wiedzieliśmy o tym doskonale, kiedy zabieraliśmy się za tę pracę, nigdy nie liczyliśmy, że nam to ktoś da za darmo, jak Sowieci, którzy się pewnego dnia z Polski wynieśli! Chociaż, kto wie? Czy nasza działalność w latach 80. była łatwiejsza? Czy perspektywy sukcesu bardziej promienne? Chcemy uczciwych, wolnych wyborów, a więc Wolnej Polski, a tego nikt nie dostaje za darmo.

Jerzy Przystawa www.jow.pl
Wrocław, 20 września 2009

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

Pisałem na stronce ....w odpowiedzi..

trybunalscy.pl , że JOW jest inicjatywą bardzo słuszną i konieczną, z tym że może za lat... kilkadziesiąt w Polsce.
W umocnionych demokracją państwach Europy , przykładem niech będzie Wielka Brytania , bo spędziłem tam może krótki czas ,ale z pewną obserwacją, JOW spełnia tam pełne warunki , aby istnieć - w Polsce nie. Dlaczego? Bo komuna poróżniła między sobą ludzi sąsiadów i przyjaciół,znajomych , ba nawet rodziny.
Zawiść Polaków do współbratymców - do siebie-jest tak ogromna ,że niestety muszą wymrzeć pokolenia aby coś w materii JOW zaiskrzyło, tzn. muszą zaistnieć takie warunki , aby człowiek człowiekowi nie był wilkiem. Przykładem polska wieś.
Natomiast...wieś angielska jest zgodna i przyjacielska w stosunku do siebie ,tzn. się do ludzi którzy wiedzą ,że są skazani na siebie. Po prostu tam mieszkają rodzą się i pewnie tam umrą pozostaje więź , używając określenia biologicznego stadna. I to ,że tam ludzie wrośli się korzeniami przez wieki. Niestety nasza polityka państwowa w dalszym ciągu polega na tym ,żeby nas ze sobą różnić. Ze skłóconymi można robić wszystko. A JOW potrzebuje niestety spójnego i klarownego prawa , którego Rzeczpospolita Trzecia się jeszcze nie dorobiła.

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.