Skip to main content

Podatek od ludzkiej życzliwości

portret użytkownika Admin
Fijor.jpg

Polska ustawa podatkowa jest nie tylko sprzeczna z elementarnymi zasadami ekonomii, ale wręcz absurdalna, nieludzka i chyba też niezgodna z konstytucją kraju.

Oto przed paroma tygodniami obiegła prasę obiegła informacja o tym, że – zgodnie z obowiązującymi przepisami o podatku dochodowym – fiskus ma prawo domagać się podatku nawet od drobnych przysług sąsiedzkich, takich jak pomoc przy opiece nad dzieckiem, przy przeprowadzce, czy naprawie samochodu. Władze skarbowe uznały, że każda korzyść – czy to pieniężna czy nie – osiągnięta przez podatnika stanowi dochód, który należy opodatkować.

Podatek od alternatywy

Formalnie urzędnicy skarbówki mają rację. W Wikipedii, pod hasłem „dochód” podano, że jest to „miara finansowa pożytków czerpanych z różnych źródeł”. Pomoc, darowizna, wygrana na loterii są źródłem pożytku, jeśli nawet jest on niewymierny, albo trudny do wymierzenia w jednostkach monetarnych. Jeśli sąsiad naprawi mi auto nieodpłatnie, albo jego żona popilnuje gratis dziecka wieczorem, słowem, gdy za te usługi nie zapłacę, znaczyć to może, że osiągnąłem korzyść w wysokości równej temu, ile zapłaciłbym za naprawę mechanikowi samochodowemu albo zawodowej baby sitter. Innymi słowy, państwo opodatkowuje moje zachowanie alternatywne, mimo iż do niego nie doszło. Idąc za tym tropem rozumowania należałoby nas opodatkowywać również ewentualne korzyści osiągane z rozmowy z przyjacielem, pożyczenia książki, czy zdrady małżeńskiej. Rozmowa z przyjacielem może być źródłem inspiracji owocującej udaną inwestycja; pożyczenie książki to czysta oszczędność w stosunku do alternatywy, jaką jest jej kupno, podobnie jak (pardon za dosadność) stosunek pozamałżeński z żoną sąsiada, którego alternatywą jest np. płatna miłość.

Przy takiej interpretacji opodatkować można wszystko. Wystarczy chociażby, że podatnik nie pali papierosów czy nie pije alkoholu, tym samym oszczędza na akcyzie.

Neutralność a sprawiedliwość

Jedną z fundamentalnych zasad rozsądnego systemu podatkowych jest jego neutralność. Chodzi w niej o to, aby pieniądze z podatków wydawane były z gospodarczego punktu widzenia mnie mniej skutecznie, niż te same pieniądze, gdyby nie zostały odebrane obywatelowi. Innymi słowy, żeby podatki nie szkodziły gospodarce. Neutralność jest rzecz jasna utopią, podatki zawsze są szkodliwe, ale skoro w dzisiejszej rzeczywistości trudno sobie wyobrazić zaniechania ich poboru, trzeba robić wszystko, aby szkoda była minimalna.

Analizując wydatki publiczne państwa, a więc te wydatki, które są pokrywane z podatków, nie trudno zauważyć, że największą pozycją w budżecie jest…redystrybucja, czyli transfer od tych, co rzekomo mają do tych, co nie mają. Podstawą tego transferu jest przekonanie o konieczności zapewnienia społeczeństwu tzw. sprawiedliwości społecznej. Pomijają fakt, że sprawiedliwości nie ma, bo obserwator zewnętrzny nigdy nie wie, co jest dla kogo sprawiedliwe. Przecież finansując – w ramach programu „Rodzina na swoim”, który ma zapewnić sprawiedliwość tym, którzy mieszkań nie posiadają – tańsze mieszkanie możemy zrobić znacznie większą krzywdę temu, kto musi za to finansowanie zapłacić. Ten pierwszy może mieć bogatych rodziców, których stać na pomoc przy kupnie mieszkania, ten drugi chorych rodziców, na których leczenie nie będzie go stać. Nie wiadomo też, czy nie lepiej „zmusić” kogoś do większego wysiłku, żeby o własnych siłach stanął na nogi, niż ułatwiać mu życie kosztem kogoś innego, kto przez to nie zdoła sam żyć o własnych siłach. Tym bardziej, że z ekonomicznego, absolutnie obiektywnego punktu widzenia nie ma możliwości zapewnienia wszystkiego wszystkim.

Żyjemy w świecie, w którym brakuje zasobów (pracy, pieniędzy, surowców, energii, ziemi etc.). Ten egzystencjalny i obiektywny fakt zmusza nas do optymalnego lokowania tego, czym dysponujemy. Ze społecznego, a więc najbardziej sprawiedliwego punktu widzenia najkorzystniej jest kierować niewystarczające zasoby do tych, którzy cenią je najwyżej. Ceniąc zasoby najwyżej wykorzystają je najefektywniej, a więc ze społecznego punktu widzenia najlepiej. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że ktoś, kto otrzymał coś za friko zwykle tego czegoś nie szanuje w takim stopniu, w jakim robi to ktoś, kto musiał na to coś zapracować.

I dlatego, mówiąc o sprawiedliwości społecznej, wybitny hiszpański ekonomista, Jesus Huerta de Soto stwierdza: „to co sprawiedliwe z ekonomicznego punktu widzenia jest z ekonomicznego punktu widzenia efektywne; to co jest efektywne ekonomicznie nie może być niesprawiedliwe. W stwierdzeniu tym tkwi nie tylko konieczność zachowania maksymalnej neutralności podatkowej, ale także obowiązek minimalizacji zobowiązań podatkowych.

Prawo poboru

Prawo poboru podatku brzmi: wpływy podatkowe nie mogą być niższe niż koszty ich poboru. Gdyby wiedzieli o tym urzędnicy może nie dochodziłoby do tak absurdalnych wyroków jak ten, który zapadł przeciwko kioskarce, która nie zapłaciła podatku VAT w wysokości 2 groszy, gdyż ściągnięcie tych 2 groszy (nawet bez procesu sądowego, który kosztował pewnie kilka tysięcy złotych) nie jest jego warte.

Już choćby z powyższych względów opodatkowanie „alternatywy” nie ma sensu, gdyż koszty poboru takiego podatku – z powodu trudności z jego wykryciem i wyliczeniem – byłyby horrendalne. Nie mówiąc o kosztach penalizacji ewentualnych zachowań zmierzających do unikania takiego niesprawiedliwego podatku. Jedynym uzasadnieniem utrzymywanie takiego podatku byłaby opresja, a więc zagwarantowanie sobie przez państwo możliwości terroryzowania obywateli. A to przeczy zarówno zasadzie neutralności podatkowej, jak i zasadzie sprawiedliwości. I dlatego w państwie demokratycznym, czy jak kto woli w państwie prawa, cokolwiek by to nie znaczyło, nie może być miejsca na tak nieprecyzyjny i szkodliwy podatek. Tym bardziej, że kwestionuje on równocześnie konstytucyjną zasadę równości podmiotów, niwecząc inną fundamentalną zasadę, jaką jest zasada symetrii w stosowaniu prawa.
Asymetria

Producent pantofli, adwokat czy uczelnia wyższa ma prawo odliczania od dochodu do opodatkowania uzasadnionych (czyli takich, bez których nie mogliby dochodu osiągnąć) wydatków poniesionych na uzyskanie tego dochodu. Dochodem osiąganym ze źródła przychodów jest nadwyżka sumy przychodów z tego źródła nad kosztami ich uzyskania w roku podatkowym. Jeśli suma kosztów uzyskania przychodów danego źródła przekracza sumę osiągniętego z tego źródła przychodów występuje strata. Od straty podatku dochodowego nie płacimy. Od tego są inne podatki, takie jak chociażby opłata karno – skarbowa czy podatek od nieruchomości.

Zarówno w przypadku osób prawnych, jak i osób fizycznych dochodem nazywamy różnicę między tym, co producent (usługodawca) otrzymał za sprzedaż swoich wyrobów (usług) a tym, co go ich wytworzenie kosztowało. I to się pokrywa z intuicyjnym (logicznym) rozumieniem wymiaru podatku. Dlaczego zatem tej zasady nie stosuje się do normalnych ludzi?

Przecież, żeby Kowalski osiągnął dochód do opodatkowania także musi mieć uzasadnione wydatki. Musi gdzieś mieszkać, a żeby mieszkać, musi sobie lokum kupić albo je wynająć. To go kosztuje. Musi zjeść, musi się do pracy przygotować, ubrać, dojechać, a przypadku usług dobrosąsiedzkich musi ich od czasu do czasu do siebie zaprosić, poczęstować, musi poświęcić im czas, pomóc, gdy są w potrzebie, a to wszystko kosztuje – czas i pieniądze. To jest jego koszt uzyskania dochodu, który państwo chce opodatkować. Ograniczenie wzajemnej pomocy bezpodatkowej do grona rodziny nie wystarczy. W naszej kulturze, nierzadko przecież, obcy człowiek jest nam życzliwszy niż wuj czy kuzyn.

Jeśli producent pantofli może odjąć od dochodu do opodatkowania wydatki na cele socjalne, dlaczego nie ma do tego prawa Kowalski czy Nowak?

To, że polskie prawo podatkowe, ustalając wysokość dochodu do opodatkowania za dany rok podatkowy, nie pozwala łączyć dochodów i strat z różnych źródeł uzyskania przychodów, wskutek czego dochód z pracy najemnej nie może być zniwelowany stratą z działalności gospodarczej jest nadużyciem. Przecież dochód (strata), bez względu na źródło, z którego pochodzi, jest sumą dochodów (strat) konkretnego człowieka. Nie sposób odróżnić banknotów zarabianych w formie pensji od banknotów pochodzących z działalności gospodarczej. Takie rozróżnianie dochodu nie ma sensu. Mamy to, co zarobiliśmy i od tego płacimy podatek. Jeśli ktoś ma dwie firmy i jedna przynosi straty, a druga zyski, to podatek płacony jest od sumy tych dwóch bilansów. Dlaczego w przypadku pracownika najemnego ma być inaczej? Nadużyciem jest też wyodrębnianie dochodu uzyskanego np. z inwestycji kapitałowych (podatek od wzbogacenia zwany też podatkiem Belki) i opodatkowanie go według innych zasad niż dochodu pochodzącego z pracy zarobkowej lub biznesu. Nie dość, że posiadany kapitał (oszczędności) był już raz opodatkowany, nie dość, że nie z naszej winy jest co jakiś czas uszczuplany z powodu wywoływanej przez rząd inflacji, to na dodatek nie mamy prawa odliczyć od dochodu do opodatkowania kosztu, jaki ponosimy aby dochód kapitałowy osiągnąć.

Nawet z punktu widzenia państwa, dochód to dochód. Bez względu na źródło pochodzenia służy temu samemu celowi: utrzymaniu państwa! Jeśli CIT i PIT oznaczają podatek dochodowy, to przecież należy ten dochód w obu przypadkach definiować identycznie. Podatki, przynajmniej teoretycznie, służą wspólnemu dobru, a nie zaspokajaniu nieokiełznanej chciwości fiskusa, czyli polityków. Tym bardziej, że jedni i drudzy rzadko kiedy troszczą się o sposób ich wydawania.

Jan M. Fijor: www.fijor.com

13 listopada 2009

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak