Skip to main content

"Czierez trud k oswobożdieniu" - tego nie uczą na lekcjach historii

portret użytkownika Admin
Arbeit.jpg

Skradziono "Arbeit mach frei". Chyba nigdy wcześniej po 1989 r. media na całym świecie nie mówiły tyle o Polsce. Oczywiście w niezbyt przyjaznym tonie. Nie mogło zabraknąć słów o "polskim antysemityzmie". Zbeształ nas nawet premier Izraela Netanjahu. Odnaleziono "Arbeit mach frei". "Uratowaliście reputację państwa" - stwierdził bez żenady premier Tusk, wręczając za ten heroiczny czyn każdemu policjantowi zegarek. Ale nikt nie zastanowił się, skąd właściwie wziął się ten złowrogi napis na bramie Auschwitz i że niekoniecznie pochodzi on z protestantyzmu.

W Wikipedii czytamy: "Arbeit Macht Frei (niem.: praca czyni wolnym) - niemiecka formuła wywiedziona z rozpowszechnionego w tradycji protestanckiej cytatu z Ewangelii Jana (J8,32) Wahrheit macht frei (lit. prawda czyni wolnym, czy - wedle Biblii Tysiąclecia - prawda was wyzwoli)".
A więc za kaźnią więźniów stoi protestantyzm. Czy więźniowie o tym wiedzieli, można powątpiewać. Zresztą który z niewolniczych pracowników miał czas i siłę, aby to analizować? Dla nich Arbeit macht frei był przede wszystkim jednym z elementów ich męczeństwa.

"Nauczyliśmy się go dobrze rozumieć"

Kazimierz Albin (nr 118) - jeden z pierwszych więźniów KL Auschwitz, w niedawnym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił: "Pewnego dnia, było to w 1940 roku, wyszliśmy do pracy i brama była jeszcze »goła«. Wróciliśmy wieczorem i zobaczyliśmy ten napis, jak górował nad obozem. Nigdy nie zapomnę tego widoku. (...) Byliśmy porażeni cynizmem Niemców. Napisali »praca czyni wolnym«, chociaż na własnej skórze przekonaliśmy się, że praca w Auschwitz była jedynie metodą uśmiercania więźniów. Szybko więc ułożyliśmy takie powiedzonko »Arbeit Macht Frei durch den Schornstein«, czyli »praca czyni wolnym [do wyjścia] przez komin«. [Napis - TMP] był stałym elementem mojego obozowego życia. Mijałem go dwa razy dziennie. Gdy moje komando wychodziło do pracy i gdy z niej wracało. Wkrótce, podobnie jak dla innych więźniów, napis stał się dla mnie symbolem tego miejsca. Symbolem piekła, jakie zgotowali nam Niemcy. Symbolem ich obłudy i okrucieństwa. Od kolegów, którzy przybywali do Auschwitz później, dowiedziałem się, że gdy po raz pierwszy przekraczali bramę obozu, właśnie ten napis wywoływał w nich największe przerażenie".
Oddajmy jeszcze głos dobrowolnemu więźniowi Auschwitz rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu, (nr 4859, do obozu trafił 21 września 1940 r.): "Około 10 wieczór (godzina 22.00) pociąg się zatrzymał w jakimś miejscu (...) Słychać było krzyki, wrzask, otwieranie wagonów, ujadanie psów. To miejsce we wspomnieniach moich nazwałbym momentem, w którym kończyłem ze wszystkim, co było dotychczas na ziemi i zacząłem coś, co było chyba gdzieś poza nią. (...) Zbliżaliśmy się do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu drutów, na której widniał napis »Arbeit macht frei«. Później dopiero nauczyliśmy się go dobrze rozumieć".

Żydzi ginęli w Birkenau

Wikipedia podaje dalej: "W 1872 niemiecki prawicowy pisarz Lorenz Diefenbach zatytułował swoją powieść wydaną w Wiedniu parafrazą hasła biblijnego: Arbeit macht frei. Hasło to stało się popularne w kręgach nacjonalistycznych. W latach trzydziestych XX wieku było używane przez propagandę nazistowską w Niemczech w programach zwalczania bezrobocia".
Z tym trudno się nie zgodzić. Podobnie, jak z uwagą dotyczącą już czasów wojny, że napisy "Arbeit macht frei" były też "na rozkaz generała SS Theodora Eicke wykorzystane przy bramach wejściowych do kilku niemieckich obozów koncentracyjnych (Dachau, Gross-Rosen, Sachsenhausen, Theresienstadt, Flossenbürg)", choć to Auschwitz jest dziś symbolem, a nawet synonimem zbrodni nazistów (bo Niemców już rzadziej) i to tylko na Żydach.
Tylko czy Kazimierz Albin albo Witold Pilecki i tysiące innych, którzy przechodzili rano i wieczorem pod napisem "Arbeit macht frei" w Auschwitz - byli Żydami? Czy zginęli w tym strasznym miejscu, nieprzypadkowo nazywanym przez więźniów piekłem na ziemi, w ramach »Endlösung«? Tacy świadkowie są do dziś niewygodni dla "Przedsiębiorstwa Holokaust". Oskar Schindler - tak, Witold Pilecki - nie. W Auschwitz byli więzieni i ginęli tylko Żydzi. To pierwsze kłamstwo oświęcimskie. Jeśli w ogóle wspomina się o mordowaniu Polaków czy Cyganów, to ofiary są wrzucane do wspólnego kotła, określanego terminem "inne narodowości".
Funkcjonariusze owego kłamliwego przedsiębiorstwa zapominają o fakcie podstawowym: napis na bramie w Auschwitz z żydowską Zagładą nie ma nic wspólnego. Żydzi, w przeciwieństwie do Polaków, nie trafiali do Auschwitz (choć zdarzały się wyjątki), nie pracowali niewolniczo w tym obozie (nie mogli zatem wychodzić rano do pracy i wracać z niej o zmierzchu), tylko od razu byli kierowani z rampy do komór gazowych. Takie unicestwianie Żydów dokonywało się nie w Auschwitz, oznaczonym przez Niemców numerem I (Auschwitz I), ale w odległym o kilka kilometrów Birkenau (Auschwitz II - Birkenau).
Dziś przybywające licznie do obozu żydowskie wycieczki pytają, dlaczego napis "Arbeit macht frei" nie znajduje się nad bramą wejściową do Birkenau? Na zdziwieniu jednak się kończy. Nad tym, aby młodzież z Izraela prawdy nie poznała, czuwają oficerowie Mosadu, który pilnują też, aby przy "swoich" nie plątało się za dużo polskiej młodzieży. Auschwitz to Auschwitz (czasem, aby obarczyć winą Polaków mówi się: Oświęcim, mimo iż miasto o tej nazwie jest jeszcze kilka kilometrów dalej). Mieszanie w głowach Żydom to skutek uboczny zakłamywania historii dla korzyści materialnych - żerowania na tragedii ofiar.

Zaczęło się w Polsce...

Ale czy na pewno obozy koncentracyjne to niemiecki wymysł? Według historyka Władysława Konopczyńskiego Rosjanie tworzyli je już w drugiej połowie XVIII wieku dla... Polaków - konfederatów barskich. Czekali w nich na zesłanie na Syberię.
Ta "tradycja" przetrwała dwa wieki - do połowy XX wieku. Rozwinęła ją następczyni Rosji carskiej - Rosja bolszewicka. Na masową skalę obozy koncentracyjne wyrastały w Związku Sowieckim już od początku istnienia tego państwa, od 1917 r. Były nazywane GUŁAG-iem ("Gławnoje Uprawlenije Isprawitielno-Trudowych Łagieriej i Kolonij", czyli "Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy").
Dodać trzeba, że Niemcy też tworzyli obozy koncentracyjne, choć później - bo niedługo przed pierwszą wojną światową w swoich koloniach w Afryce. Tworzyli je też np. Hiszpanie, Brytyjczycy, Amerykanie, a w końcu - po pierwszej wojnie - również Polacy. Z tymi Polakami to oczywiście kłamstwo komunistycznej propagandy. Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej nawet przez chwilę nie było obozem koncentracyjnym. Á propos komunistów, coś jest jednak na rzeczy - Polacy, tyle tylko, że sowieccy, razem z towarzyszami z NKWD faktycznie zamykali w takich obozach Polaków-patriotów. To było jednak później - w ramach "wyzwolenia" po 1944 r. Najczęściej jednak obozów nie budowali, ale przysposabiali niemieckie katownie. Oświęcimski obóz zapełnił się AK-owcami i innymi "wrogami ludu" - to jeden z przykładów powszechnej wówczas praktyki.
Chociaż o "wyzwoleniu" też jeszcze słowo. Zacytujmy jeszcze raz Wikipedię: "Po wyzwoleniu obozu żołnierze radzieccy załadowali napis Arbeit Macht Frei na wagon kolejowy, który miał jechać na wschód, jednak były więzień Eugeniusz Nosal (numer obozowy 693) oraz przypadkowy furman przekupili pilnującego pociągu strażnika butelką samogonu i oryginalny napis ukryli w miejskim magistracie. Kiedy tworzono Państwowe Muzeum w Oświęcimiu, napis wrócił na swoje miejsce przy bramie". A więc jednak Sowieci "wyzwalali" - obozy (łącznie z ich sprzętami), miasta, fabryki, całą Polskę, szczególnie Kresy. Szkoda tylko, że tego słowa unikają nawet byli więźniowie Auschwitz - wielu z nich wkrótce trafiło pod troskliwą opiekę swoich wyzwolicieli. Dlatego lepiej by było, gdyby słowo "wyzwolenie" zatrzymać wyłącznie dla miejsc (w tym obozów), do których dotarli alianci zachodni.

Rosyjscy inspiratorzy

Sowiecki system obozów nie różnił od nazistowskiego. Fatalne warunki, niewolnicza praca ponad siły, rozbudowany system represji. No dobrze, powiedzieć można, że różna była ideologia dorobiona do tej formy "pracy". Ale czym różni się motto zawarte w słowach: "Arbeit macht frei" ("Praca czyni wolnym"), od innego hasła: "Czierez trud k oswobożdieniu" ("Przez pracę do wolności"). Ten drugi napis nie był przecież pomysłem niemieckim. Ktoś powie znowu: bolszewicy wzięli go od nazistów, przerobili trochę, dostosowując do swoich potrzeb. To drugie kłamstwo oświęcimskie. Jeśli taka wymiana myśli i doświadczeń między oboma totalitaryzmami miała miejsce, to inspiracje szły w drugą stronę - od Rosjan do Niemców.
To niemożliwe - żachnie się jakiś postępowy historyk i badacz Zagłady, i będzie argumentował: oba systemy były śmiertelnymi wrogami i tylko czekały na dogodny moment, aby zniszczyć się nawzajem. - Ale przecież w dwudziestoleciu Niemcy i Rosja blisko ze sobą współdziałały, zarówno politycznie, gospodarczo, jak i militarnie, czego dowodem układ w Rapallo z 1922 roku - stwierdzi ktoś dociekliwy. - Zgoda, ale po dojściu Hitlera do władzy stosunki zostały zamrożone - odparuje postępowiec. - Zwieńczeniem nienawistnych pragnień dwóch państw była operacja Barbarossa. - A pakt Ribbentrop - Mołotow? - wtrąci znów ciekawski. - No dobrze, ale potem Rosja Stalina przelała najwięcej krwi w antyhitlerowskiej koalicji, tysiące żołnierzy Amii Czerwonej poległo na polskiej ziemi wyzwalając nas od niemieckiego okupanta; dziś ich prochom należy się szacunek - łatwo wraca do głównego nurtu swoich rozważań postępowiec.
O tym "wyzwoleniu", czyli zastąpieniu jednej okupacji przez drugą, już pisaliśmy. Teraz inna uwaga: ów pakt zawarty między Ribbentropem i Mołotowem faktycznie był oficjalnym, poważnym traktatem międzynarodowym. Ale słowo pakt brzmi lepiej, jako coś mniej zobowiązującego, mniej ważnego. To w ramach bagatelizowania zbrodni sowieckich i tego, że Stalin jest współwinny za wybuch II wojny światowej, a nawet, że bez jego "wsparcia" mogła w ogóle nie wybuchnąć.

Dziwne podobieństwo

Wbrew twierdzeniom postępowego historyka, również po 1933 r. kwitła wszechstronna współpraca między Rosją i Niemcami. Nie jest żadną tajemnicą, że Niemcy szkolili się na sowieckich poligonach, testowali sowiecki sprzęt. Odwiedzali też sowieckie obozy koncentracyjne, podziwiając system GUŁAGU. Szukali wzorów i... je znaleźli. Przy okazji zobaczyli napis: "Czierez trud k oswobożdieniu". Ciekawy, głęboki, dwuznaczny. Wystarczyło przełożyć go na niemiecki i wszystko fertig.
Wracając do idei. Celem obozów - zarówno niemieckich, jak i rosyjskich - była "reedukacja przez pracę", czyli w praktyce wyniszczenie, zagłada, holokaust (nie tylko przecież żydowski, choć "naród wybrany" przywłaszczył sobie ten termin; był jeszcze polski, cygański, ormiański...). Oba totalitaryzmy łączyła ta sama, ludobójcza idea.
Więźniowie, którzy mieli "szczęście" trafić zarówno do obozu niemieckiego, jak i sowieckiego, mogli nie wiedzieć o rzekomo protestanckim rodowodzie "Arbeit macht frei", ale na własne oczy dostrzegali dziwne podobieństwo z "Czierez trud k oswobożdieniu". Podobne były nie tylko te dwie nazwy, ale cała propaganda, włączając nawet plakaty. Wystarczy obejrzeć łotewski dokument "Soviet story" (jeden z najlepszych w ostatnich latach, pokazujący analogie i przenikanie się obu systemów), aby zobaczyć, jak przejmujący władzę w Niemczech Hitler był zapatrzony w Stalina, jak na bazie socjalizmu internacjonalnego tworzył socjalizm narodowy. Dopiero, gdy zrozumiał, że komunistyczne hasła w jego kraju nie porwą mas, zmienił taktykę, zaczął tępić niemieckich komunistów i budować niezależną ideologię.

Napis wykonał Polak

Na koniec trzecie kłamstwo oświęcimskie - "polskie obozy koncentracyjne". Jak to się ma do historii Auschwitz? 14 czerwca 1940 r. do nowo utworzonego obozu koncentracyjnego pod Katowicami przybył transport 728 Polaków - więźniów politycznych z więzienia w Tarnowie. Byli to głównie młodzi ludzie, członkowie podziemnych organizacji niepodległościowych, żołnierze kampanii wrześniowej 1939 r., których aresztowano, gdy próbowali przedrzeć się na Węgry, a stamtąd do Francji, by wstąpić do powstającej tam armii polskiej.
Obóz powstał zatem z myślą o eksterminacji Polaków; pierwsze transporty były wyłącznie polskie; to Polaków zmuszano do budowy baraków; przez długie miesiące Polacy byli jedynymi więźniami - potworny Holokaust Żydów miał miejsce później; do obozu deportowano w sumie około 150 tys. Polaków, a 75 tys. spośród nich zginęło (ofiar wśród Żydów - według ostatnich, wiarygodnych badań - było około miliona).
Również napis na bramie w Auschwitz wykonał Polak. Aż dziw, że nikomu nie przyszło jeszcze do głowy, aby połączyć ten fakt z "polskimi obozami". Jakże pięknie by pasowało. Trzecie kłamstwo oświęcimskie wzbogaciłoby się o nowy element. I nie byłoby istotne, że Jan Liwacz, na wolności mistrz kowalstwa artystycznego, w obozie nr 1010 był więźniem i pracował pod batem niemieckiego kapo obozowej ślusarni, niejakiego Kurta Müllera.
Szczęśliwie na kalumnie o "polskich obozach" zaczęły reagować - po latach milczenia - polskie władze. Propagandowa kampania doprowadziła do zmiany przez UNESCO oficjalnej nazwy obozu na "Były Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny Auschwitz-Birkenau". A więc już nie Oświęcim, tylko Auschwitz. Tej prostej w sumie zasady bardzo pilnują dziś polskie media, nawet te postępowe. Szkoda jednak, że tak stanowczo nie zareagowano na ostatnie z oświęcimskich kłamstw - że napis "Arbeit macht frei" ukradli polscy antysemici. Jaki z tego morał? O prawdę historyczną musimy cały czas walczyć. Również po to, aby polski premier nie musiał tłumaczyć się światu i wręczać zegarków.

Tadeusz M. Płużański

Za: http://www.asme.pl/126348197815653.shtml

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak