Skip to main content

SZARŻA NA OŚLEP (ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski)

portret użytkownika Admin
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Prawda o przeszłości jest często bolesna, ale dlatego trzeba ją jak najszybciej rzetelnie opisać, aby ustawicznie nie wracała jak bumerang.

Nie tak dawno w czasie spotkania autorskiego z młodzieżą, które odbyło się w zespole szkół w pewnym mieście, tamtejszy katecheta starał się dwukrotnie "ustawić" zebranych przeciwko pracom naukowym prowadzonym przez Instytut Pamięci Narodowej. Używał przy tym demagogicznych sformułowań, twierdząc m.in., że młodzież historią się nie interesuje i że po 18 latach nie ma sensu prowadzić jakichkolwiek badań nad przeszłością PRL-u. Co więcej, uzasadniał, tak jak to ostatnio robi SLD, że zamiast finansować owe badania, lepiej pieniądze przeznaczyć na... łatania dziurawych dróg. Od razu w moim umyśle zapaliła się czerwona lampka, że ów katecheta coś ukrywa. Był za młody, aby mieć kontakty z SB, więc pomyślałem, że chodzi o kogoś z jego rodziny. Rzeczywiście tak było, bo już na drugi dzień dowiedziałem się, że jego ojciec był TW o ps. "Neptun" i donosił na kolegów z pracy. Rozumiem dramat owego młodego człowieka, który dowiedział się o podwójnej twarzy swego rodzica, ale to nie powód, aby bałamucić umysły powierzonych jego trosce uczniów.

Znam też wiele innych spraw, gdzie zetknięcie się z przeszłością było bardzo szokujące np. dla Bogu ducha winnych rodzin b. tajnych współpracowników i funkcjonariuszy SB. Dla przykładu, moja znajoma z podziemnej "Solidarności" dowiedziała się, że jej mąż był TW, a w swych donosach nie oszczędzał ani krewnych, ani jej samej. Zakończyło się to jej załamaniem nerwowym i rozpadem małżeństwa. Inny przypadek dotyczy żony esbeka, która dopiero z filmu Maćka Gawlikowskiego "Zastraszyć księdza" dowiedziała się, że jej mąż pracował w SB. Przez 25 lat ich małżeństwa nigdy jej o tym nie powiedział. Sam to też przeszedłem, gdy trzy lata temu w aktach, które otrzymałem jako pokrzywdzony, znalazłem bolesne informacje o osobach, którym do tej pory ufałem. Najboleśniejsze było jednak to, że gdy zwróciłem się z tym do swoich przełożonych, naiwnie licząc na ich pomoc, spotkałem się z szarżą na oślep, wykonaną w obronie agentów (często powiązanych z lobby homoseksualnym), którzy w Kościele, szczególnie w Rzymie, zrobili autentyczne kariery.

Prawda o przeszłości jest często bolesna, ale dlatego trzeba ją jak najszybciej rzetelnie opisać, aby ustawicznie nie wracała jak bumerang. Na tym tle widać, jak wielką krzywdą wyrządzoną polskiemu społeczeństwu była niechlubna "gruba kreska" z 1989 r. Krzywdą też była postawa ówczesnych elit politycznych, które po zapoznaniu się ze wstępnymi wynikami tzw. komisji Michnika przeraziły się prawdy, nie zdobywając się, tak jak Niemcy, na odwagę jej pełnego ujawnienia. Przez tchórzostwo i małość elit owe akta, których kopie, a nawet i oryginały, są poza granicami kraju, służą nadal do szantażu wielu ważnych osób przez KGB. Dlatego też Rosja poprzez swą agenturę, trzymaną na krótkiej smyczy, atakuje ideę lustracji i IPN.

Powracając do owych szarż na oślep, to nadal wykonuje je abp Józef Życiński, który ze względu na swą pokręconą przeszłość szczególnie umiłował nie skrzywdzonych, ale ich krzywdzicieli. Na łamach "Gazety Wyborczej" posunął się nawet do zdrady swego przyjaciela, abp. Henryka Nowackiego, którego wkrótce po tym Watykan przeniósł z nuncjatury w Słowacji do egzotycznej Nikaragui. Nawiasem mówiąc, od księży lubelskich słyszałem kolejny, bardzo trafny dowcip. Otóż na wszystkich plebaniach są dzwonki z napisem "ksiądz dyżurny", na które można nacisnąć, gdy potrzeba wezwać duchownego do chorego lub umierającego. Na rezydencji Józefa Życińskiego jest natomiast dzwonek z napisem "dyżurny autorytet moralny", a pod spodem dopisek "Usługi dla Gazety Wyborczej - czynne całą dobę".

Jednak największe szarże na oślep wykonuje obecnie Lech Wałęsa. W przeciwieństwie do jego dzisiejszych pseudoobrońców popierałem go w obu kampaniach prezydenckich, więc jako wyborca przyjmuję jego teraźniejszą postawę z wielkim bólem. Czuję się bowiem przez niego oszukany, i to nie tylko dlatego, że nie spełnił on obietnic z 1990 r., ale i dlatego, że, choć nosi on w klepie wizerunek Matki Boskiej, zachowuje się w sposób agresywny, a jego chamski język jest wręcz porażający. Wałęsa jest egocentrykiem i nie znosi żadnej krytyki, ale to jeszcze nie powód, że może postępować jak Łukaszenka z Białorusi, gdzie też poluje się na pisarzy i dziennikarzy. Poza tym kiedyś Wałęsa był niezależnym politykiem. Dziś natomiast jest osobą zależną, bo jak tonący chwyta się brzytwy, tak on swego czasu uczepił się Wachowskiego i Olechowskiego (agenta PRL-u), a obecnie chwyta się pogrobowców z UW, a nawet fałszywych przyjaciół z lewicy. Czy jeszcze ktoś pamięta, jak parę lat temu Wałęsa wręcz klęczał przed Jaruzelskim, błagając go o potwierdzenie swojej wersji? Żal mi go, że wpadł w takie bagno, ale dopóki nie zrozumie, że największym jego wrogiem jest on sam, to niestety nie wyjdzie z tego.

Smutne są też jego pogróżki pod adresem osób, które mają odwagę myśleć inaczej niż on. Jeżeli więc będzie dręczyć te osoby procesami, to dobrze byłoby utworzyć fundusz solidarnościowy, z którego osoby te mogłyby pokrywać koszty procesowe. Jeżeli ktoś z Czytelników ma pomysł na utworzenie owego funduszu, to proszę o kontakt e-mailowy. Może coś wspólnie uradzimy. Nie posiadam majątku, ale ze swej strony deklaruję na ten cel honorarium autorskie za książkę "Moje życie nielegalne". Przede wszystkim proszę o wysyłanie osobom atakowanym e-maili, listów i sms-ów z moralnym wsparciem. Oni tego dziś bardzo potrzebują. Tego też wymaga wierność ideałom "Solidarności", które są nadal drogie dla wielu z nas.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

tekst za: http://www.niezalezna.pl/index.php/article/show/id/3911

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

mam nadzieję,

portret użytkownika witold k

że nikt z moich bliskich na mnie nie donosił. Mam nadzieję, choć kilku TW jeszcze po nazwisku nie znam. Wiem, że bezpieka jeździła do najdalszej mojej rodziny do Kowalczyków i Króli z których pochodzę po kądzieli, a Kazimierz Król - szlachetna postać; inwalida 20 roku, któremu po 45 roku odebrano rentę inwalidy wojennego, i poseł po 1956, to biała plama PRL-u.

Z donosami na własną żonę, szwagra... spotkałem się w 1990 roku. Przyszło mi opiniować kandydatów na stanowisko jeszcze w milicji. Pokazano nam teczki kandydatów na komendanta wojewódzkiego milicji w Piotrkowie. To jest (...) Bolek mógł to zatrzymać. Wystarczył się... Kiedy i kto zada pytanie geremkom i spółce... co mają dziś do powiedzenia.

Wiem z pierwszej ręki, że na spotkaniu u ks. Jankowskiego, u świętej Brygidy w trakcje spotkania opozycji, na której był ktoś kto nie ma zaufania np. u Geremka (on tam rządził) to za Lechem, który np. chciał iść do ubikacji chodził osobnik, który pilnował żeby z Wałęsą nie zagadnął ktoś z poza układu. Wałęsa pod taką kontrolą żył przez lata. Najbardziej zwalczał "Grupę Roboczą" która powstała z jego pozwolenia... Z rozmowy ze świętej pamięci Grzegorzem Palką.

Nigdy Lech Wałęsa nie spotkał się z kierownictwem Grupy. Ta po latach rozwiązała się i przekształciła w "Porozumienie na Rzecz Przeprowadzania Demokratycznych wyborów w NSZZ"S". Owe Porozumienie odbyło swe ostatnie spotkanie w Piotrkowie.

witold k

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.