Skip to main content

Uderz w stół… czyli w odpowiedzi p. Radosławowi Buchalskiemu

Uderz w stół… czyli w odpowiedzi p. Radosławowi Buchalskiemu i wszystkim jego ewentualnym kontynuatorom.

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem odpowiedź w obronie tez p. Starosty autorstwa p. Radosława Buchalskiego. Dwa pierwsze akapity pominę częściowym milczeniem, gdyż – jak zdążyłem zauważyć – zdążył się do nich ustosunkować jeden z naszych absolwentów. M.in. również – choć zapowiadałem koniec dyskusji – udzielam odpowiedzi osobiście, gdyż – Piotrków to naprawdę małe środowisko – już wciągu niespełna kilku godzin dotarł do mnie zarzut, że kryję się za plecami swoich studentów. Ustosunkuję się do ewidentnych przeinaczeń i w zakończeniu pozwolę sobie „zaistnieć”. Ponieważ nie mam wiedzy na temat celu tej wypowiedzi (a ponieważ dyskusję zapoczątkował Pan Starosta – skądinąd osoba publiczna, więc traktuję obronę Jego Osoby jako wypowiedź o charakterze politycznym), trudno mi stwierdzić do której kategorii teorii polityki ją zaklasyfikować: czy jest to przykład 1/ organicznej manipulacji czy 2/ przejaw braku elementarnej wiedzy ze strony mego Adwersarza.

Przede wszystkim ze smutkiem musze odnotować brak racjonalnych argumentów w debacie nad akademickością Piotrkowa. Budowanie na tezie, że „Np Opole, które mają swój Uniwersytet Opolski. Miasto jest niewiele większe od Piotrkowa i dużo biedniejsze, a jednak posiada Uczelnię Wyższą!!!” i podpieranie się również przykładem „biednych” Kielc jest nietrafione z dwóch powodów. Oba przywołane miasta to miasta wojewódzkie, z wszelkimi tego konsekwencjami (miasto wojewódzkie ma choćby możliwość bezpośredniego oddziaływania na decyzje odnośnych ministerstw za pośrednictwem wojewody). Czy są to miasta biedniejsze – zachęcam autora tezy do lektury rocznika statystycznego. Na podstawie danych GUS śmiem postawić kontrtezę, że przynajmniej w przypadku Kielc Autor opiera się na wyobrażeniach zaszczepionych w XIX w. przez Żeromskiego, a przykład Opola stanowi drugi przejaw braku wiedzy na temat zamożności przywoływanego miasta i regionu oraz ich mieszkańców (choćby porównanie średnich dochodów netto na poziomie powiatów pozwala bez problemu obalić gołosłowne twierdzenia).

Nigdzie nie napisałem, że samorząd ma utrzymywać uczelnie. Pisałem o kwotach jakie są potrzebne do jej uruchomienia i funkcjonowania. To istotna różnica. Natomiast – skoro temat wywołał Starosta, to rozumiem, że nie po to tylko, żeby napisać parę frazesów, ale że – jako przedstawiciel władzy samorządowej „zgłasza się na ochotnika” by wcielać tę ideę w życie. Tylko, że sposób w jaki się do tego zabrał (przede wszystkim obraźliwy wobec pracowników nauki i studentów UJK - co wydaje mi się bezspornie udowodnione, a chyba nawet Pan Starosta doszedł do tego wniosku, skoro Sam w odpowiedzi na me pierwotne wystąpienie próbował się wycofać przynajmniej z części swych radykalnych twierdzeń), świadczy o braku pomysłu na metodę. Skoro jednak padł przykład Opola, to zachęcam do prześledzenia kwestii: ile środków na cel „uniwersyteckości Opola” zdołał uzyskać jeden tylko Rektor, prof. Stanisław Nicieja i jak znaczące było przy tej okazji wsparcie samorządu. To również są dane, które bez większego problemu da się zdobyć w sieci.

Kolejny fragment będący – w mym przekonaniu – ewidentną manipulacją. P. Radosław Buchalski napisał pod mym adresem: A musi Pan zapewne wiedzieć, że w przypadku zadłużenia Uczelni a tak było w przypadku Akademii Świętokrzyskiej, cięcie kosztów następuje w filii a nie jednostce macierzystej. Taki właśnie przykład wystąpił w Naszym mieście. W ramach cięcia kosztów Akademia musiała między innymi sprzedać należący do niej budynek, znajdujący się na tyłach dawnego ośrodka egzaminacyjnego!” CIĘCIE KOSZTÓW NASTĄPIŁO W SKALI CAŁEJ UCZELNI, a sprzedaż budynków przez piotrkowską Filię była jednym ze sposobów utrzymania płynności finansowej. Sprzedano zresztą nie tylko ten jeden budynek!!! Zasadnicza różnica między Centralą a Filią polegała tylko na radykalizmie wprowadzenia programu naprawczego, i na jeszcze jednym: podczas gdy w samorządzie kieleckim nikt nie dyskutował nad tym czy pomagać uczelni czy nie i udzielono wsparcia ponad podziałami, w Piotrkowie kwestia ta WYGLĄDAŁA ZGOŁA INACZEJ. Również skala zjawiska była inna, kieleckie zadłużenie to (licząc w mln zł.) była liczba dwucyfrowa, Filii nie przekroczyło (wg mej wiedzy) 3 mln. Obecnie, i Centrala, i Filia są na tzw. prostej, a podstawowy problem z jakim się zmagamy to niż demograficzny. Skądinąd ciekawe, że najwięcej do powiedzenia w tej kwestii mają osoby, które – śmiem twierdzić – o faktycznej sytuacji uczelni mają bardzo pobieżne informacje.

Kolejny akapit i jego uzasadnienie wprowadza mnie w bezbrzeżne zdumienie: P. Radosław Buchalski napisał : „Kolejny argument dotyczący kadry, której rzekomo mamy się dorobić ,dopiero za kilka lat. Bardziej bzdurnego argumentu wymyślić już się nie dało. W taką bajkę nie uwierzyliby nawet pierwszoklasiści. Otóż drogi Panie, kadra jest w Piotrkowie bardzo dobra i szeroka. Większość nauczycieli akademickich obecnie pracujących w filii jest z Piotrkowa, natomiast jest jeszcze sporo osób w randze doktora i profesora, które chciałyby pracować a nie mogą, bo nie ma miejsca”. Do tego uargumentowanie: „Podam Panu też jeden fatalny przykład - cięcia kosztów przez Kielce. Dr Plackowski, który całe życie poświęcił nauce, musiał się w tym wyniku pożegnać z Uczelnią na której pracował bardzo długo!!! A takich przykładów znam dużo więcej...

Ta wypowiedź wymaga szerszego komentarza.

PO PIERWSZE: Nie wiem skąd Pan czerpie wiedzę, że „większość nauczycieli akademickich obecnie pracujących w filii jest z Piotrkowa”. Przykład mojego Instytutu Stosunków Międzynarodowych pokazuje, że na 19 wykładowców z Miasta Piotrkowa pochodzi jedna asystentka, zatrudniona na godz. Zlecone, a z Powiatu Piotrkowskiego pochodzę jedynie ja jeden. Nieco lepiej jest na innych kierunkach, ale też nie na tyle by trąbić na vivat.

PO DRUGIE: każdy, kto ma elementarne pojęcie o tworzeniu szkoły wyższej, wie że uczelnie można stworzyć tak, jak się kształtuje rodzinę, tj. dwiema metodami: naturalną – tj. prawem łączności międzypokoleniowej i adopcją. W przypadku szkoły wyższej ta druga metoda jest szybsza i mniej kosztochłonna. Sprowadza się naukowca, który decyduje się związać z ośrodkiem, oferuje pracę i nie ponosi kosztów jego „wykształcenia” (sam jestem przykładem tego typu podejścia). Z tym, że jest to metoda, która w przypadku Piotrkowa nie wytrzymuje próby czasu. Wystarczy np. policzyć, ilu zatrudnionych z zewnątrz przez Rektora Kukulskiego jako młodzi doktorzy do dziś pracują na UJK. Spora grupa po zdobyciu tytułów – zgodnie z zasadą adopcji – przeniosła się do pracy w miejscu swego zamieszkania. Stąd – przynajmniej ja osobiście – jestem zwolennikiem drugiej metody (tj. wychowanie „swoich” i „miejscowych” od studenta I roku do doktoratu), bez względu na jej kosztochłonność. Niewiele też trudu wymaga, aby policzyć czas w którym proces ten mógłby przełożyć się na efekty w postaci statusu samodzielnej uniwersyteckości. Aby spełnić wymogi w obecnym stanie prawnym (prawo do doktoryzowania na co najmniej 4 kierunkach i związane z tym wymagania kadrowe), dzisiejsi doktorzy muszą uzyskać habilitację, a dzisiejsi absolwenci-magistrowie (nawet trzeba brać pod uwagę dzisiejszych studentów) muszą zastąpić nas na stanowisku adiunktów. Sądzę, że przy BARDZO KONSEKWENTNEJ POLITYCE kadrowej, będzie to trwało nie mniej niż 8-12 lat. Tu też upatruję możliwości wsparcia samorządowego np. w postaci stypendiów dla najlepszych [trzeba otwarcie powiedzieć, że Filia nie ma prawa do ubiegania się o centralne środki na kształcenie na poziomie ponadmagisterskim i jeśli tego typu inicjatywy są przeprowadzane, dzieje się to kosztem innych przedsięwzięć]. Ale też nie mam złudzeń, że w skali całego kraju politycy nie dorośli w ogóle do procesu budowy czegokolwiek, co nie da się ogarnąć na przestrzeni kadencji.

PO TRZECIE: P. Radosław Buchalski napisał, że „jest jeszcze sporo osób w randze doktora i profesora, które chciałyby pracować a nie mogą, bo nie ma miejsca”. Mój instytut bardzo potrzebuje ludzi, ale też nie wszystkich tylko dlatego że mają stopień czy tytuł. Czy są w Piotrkowie - w stopniu przynajmniej doktora - specjaliści od socjologii polityki, teorii stosunków międzynarodowych, geopolityki, systemów politycznych, integracji europejskiej, stosunków międzynarodowych obszaru Azji i Pacyfiku, Amerykaniści, specjaliści od międzynarodowych strategii gospodarczych… Poszukujemy takich od momentu stworzenia ISM. Jeśli są, zapraszam do kontaktu z dyrektorem Instytutu prof. Kazimierzem Malakiem. Nie mam wiedzy kim są Ci wymienieni przez p. Buchalskiego, mogę jedynie przypuszczać, że zjawisko jest podobne również na innych kierunkach miejsca pracy są, ale nie dla przedstawicieli dyscyplin, którzy nie mieszczą się w WYMOGACH MINIMUM KADROWEGO, STAWIANYCH PRZEZ MINISTERSTWO NAUKI.

I PO CZWARTE: teraz pozwolę sobie „zaistnieć”, choć wbrew przypisywanym mi na wstępie intencjom, wszczęcie dyskusji z Panem Starostą nie miało na celu ani zaistnienia [wszak 1/ nie ja zacząłem publiczną debatę na temat akademickości w PT; 2/ w nauce istnieję już 15 lat, a za mnie – silniej niż moje słowa – powinien przemawiać mój dorobek w postaci opublikowanych książek i artykułów i reakcje środowiska na moją pracę] a jedynie zwrócenie uwagi na szkodliwość Jego wypowiedzi, przede wszystkim dla piotrkowskich żaków i naukowców. Do „zaistnienia” skłoniła mnie też inwokacja [»Szanowny Panie „uczony”«, której formę traktuję jako przejaw nieskrywanej pogardy dla mojej osoby i pejoratywnego skwantyfikowania mojego dorobku – do czego zresztą jako prywatna osoba ma Pan pełne prawo, pod warunkiem że Pan go zna] i zestawienie ze mną dra R. Plackowskiego. Chętnie postawiłbym za przykład innych moich kolegów, ale – ponieważ nie jestem upoważniony do wymieniania kogokolwiek z imienia i nazwiska (szerzej zainteresowanych odsyłam na oficjalne strony UJK czy Ministerstwa Nauki), zostanę przy swojej osobie.

Przyznaję, że mam mgliste pojęcie dlaczego dr Plackowski przestał pracować, ale też pewne wyobrażenie może dać analiza ogólnie dostępnych danych i odpowiedź na następujące pytania: Ile lat ma dr Plackowski? Skoro – jak stwierdził Pan Buchalski „całe życie poświęcił nauce”- to ile napisał książek, cenionych przez środowisko artykułów naukowych? Ile z nich znalazło się na tzw. liście filadelfijskiej? W ilu krajowych i międzynarodowych programach naukowych uczestniczył? Ile odnotował cytowań ze swego dorobku. I wreszcie, co z Jego… habilitacją!!! Praca na uczelni, Szanowny Panie, [podobnie jak NIEPODLEGŁOŚĆ – co trzeba tłumaczyć niemal wszystkim politykom] nie jest nam dana raz na zawsze. Dostając tzw. mianowanie i przyjmując warunki pracy każdy z nas ma świadomość, że w przypadku nie spełnienia NORM OKREŚLONYCH USTAWĄ O SZKOLNICTWIE WYŻSZYM każdy Rektor otrzymuje narzędzie pozwalające na wypowiedzenie stosunku pracy. Ustawa i regulamin WSP, potem AŚ i wreszcie UJK, mówiły i mówią wyraźnie: termin przewidziany na zrobienie habilitacji wynosi 8 lat od uzyskania stopnia doktora (w szczególnych przypadkach Rektor może podjąć decyzję o warunkowym przedłużeniu mianowania o 2 lata, a w innej sytuacji pozostają jedynie kobiety, które korzystały z urlopu macierzyńskiego czy wychowawczego). Stąd prosty rachunek. Jeśli dr Plackowski ma mniej niż 45 lat [co wynika z następującego rachunku: koniec studiów ok. 25 lat + regulaminowe 8 lat na doktorat (ewentualne przedłużenie o 2, co daje razem 10) + regulaminowe 8 lat na habilitację (i ewentualne przedłużenie o 2 daje razem kolejne 10)] Pana żale byłyby uzasadnione. Każdy kto przekroczy ten wiek, a nie napisze rozprawy habilitacyjnej, musi się liczyć z konsekwencjami. Konsekwencje te nie muszą nastąpić, ale mogą, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Gdyby przed zabraniem głosu zadał Pan sobie trud znalezienia publicznie dostępnych danych w bazie danych ministerstwa nauki, również może gruntownie przemyślałby dobór przykładu dla uargumentowania tezy. Poza tym z bazy nauka-polska.pl wynika jeszcze jeden smaczek, Pan dr Plackowski (jeśli o tym samym doktorze Ryszardzie J. Plackowskim mówimy) jest zaszeregowany w dyscyplinie BIOLOGIA I NAUKI O ZIEMI, specjalność EKOLOGIA. Stąd pytanie: jak się znalazł w kadrze uczelni nie prowadzącej żadnego z kierunku studiów podlegających tej dziedzinie nauki? Pomijając ten drobny szczegół ponowię pytanie: co z jego habilitacją i dorobkiem? Dostępne bazy danych, w których bez problemu można znaleźć odpowiedź na te i podobne pytania dotyczące innych pracowników piotrkowskiej Filii UJK (np. najpopularniejsza baza OPI) - nie pozwalają na uzyskanie jednoznacznej informacji w tej kwestii.

Zestawię Pana dra Plackowskiego ze swoją osobą. Mam 39 lat. Z moją pracą habilitacyjną bez problemu może się Pan zapoznać w piotrkowskiej czytelni UJK (jeśli czuje się Pan znawcą zagadnień polityczno-historycznych – to nawet ocenić). Oprócz tej książki zredagowałem bądź napisałem 10 innych, ponadto prawie 80 artykułów publikowanych w Kraju i za granicą (szczegółowy, choć nie obejmujący tegorocznych prac, wykaz na stronach UJK). Mam za sobą udział w 8, a obecnie uczestniczę w 2 międzynarodowych zespołach naukowych, zaś po informację na temat pozostałych mierników mych „osiągnięć” (cytowania, ranking filadelfijski) odsyłam na strony Biblioteki Kongresu USA. Dopiero teraz Pan może powiedzieć, że „zaistniałem”. A samochwałę zrobiłem z siebie z dwóch powodów. Po pierwsze, aby przy tej okazji zaznaczyć, że NIE JESTEM JEDYNYM W PIOTRKOWSKIEJ FILII UJK, KTÓRY MOŻE WYLEGITYMOWAĆ SIĘ PODOBNYM ZESTAWIENIEM i tym samym przeciwstawić się pejoratywnym obrazom czy to piotrkowskiego „uczonego”, pisanego z użyciem cudzysłowu (to oczywiście Pana określenie), czy też czapkującego przed kielecką centralą (to już Pana Starosty). Po drugie, aby przeprowadzić dowód – niezależnie od zamieszczonej na trybunalskich.pl wypowiedzi jednego z naszych byłych studentów – komu faktycznie przyświecała chęć „zaistnienia”. Moja pierwsza wypowiedź była jedynie reakcją na próbę ewidentnego pomniejszenia znaczenia piotrkowskiej Filii UJK, druga – na nieudolną próbę mydlenia oczu; obecna – na absurdalne i wyimaginowane twierdzenia. Insynuowanie mi (czy – jak mogę przypuszczać – komukolwiek z UJK), chęci „zaistnienia” w piotrkowskiej rzeczywistości, przy maksimum dobrej woli mogę uznać jedynie za przejaw osobliwie wysokiego automniemania Autora wypowiedzi.

I na zakończenie uwaga: jest to ostatnia moja odpowiedź na tak nieprawdopodobnie absurdalny tekst dotyczący akademickości Piotrkowa. Na szczęście kilka razy w tygodniu około 100 młodych ludzi słucha wykładów moich i mych Kolegów, więc nie mamy szczególnej potrzeby udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami. W kwestii zakotwiczenia Piotrkowa wśród liczących się ośrodków naukowych, oczekiwałbym poważnej debaty, propozycji rozwiązań albo… proponuję wymyśleć sobie inny temat zastępczy. Na poważną dyskusję piotrkowska Filia UJK jest otwarta. Na niepoważne – przynajmniej ja - nie będę już reagował. Szkoda czasu!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Arkadiusz Adamczyk
politolog, historyk UJK Filia Piotrków Trybunalski
p.o. kierownika Zakładu Doktryn Politycznych i Dyplomacji

28 października 2008

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

Pojawiły się... w poczekalni i zniknęły

portret użytkownika Admin

kolejne komentarze, które pomimo powieszania regulaminu na panelu głównym portalu i pomimo korespondencji wewnętrznej z adwersarzami na temat etykiety, nie uznawały zasad. Wobec nasilającej się agresji incognito wszystkie nie podpisane komentarze zostały usunięte. Tak to bywa. Dasz palec urwą rękę. Pomysł trybunalskich.pl to propozycja równych szans, przy pełnej odsłonie.

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.