Skip to main content

60 lat minęło od narodzin nieboszczki PZPR, a duch pezetpeerii nadal przenika pałac nauki i edukacji

portret użytkownika Józef Wieczorek

60 lat temu, 15 grudnia 1948 r., na kongresie zjednoczeniowym powstała PZPR – przewodnia siła narodu, służąca do jego zniewolenia pod dyktando moskiewskie. Swój niecny żywot zakończyła z końcem 1990 r

Kongres zjednoczeniowy odbył się na Politechnice Warszawskiej co jakby symbolizowało, że nauka i edukacja w Polsce będą odtąd funkcjonowały pod parasolem PZPR. I tak było, a skutki tego mamy do dnia dzisiejszego.

Formowanie systemu akademickiego, polityka kadrowa, system rekrutacji akademickiej (studentów i pracowników), system awansów, oraz weryfikacji kadr odbywały się według dyrektyw partyjnych. Autonomia uczelni była iluzoryczna, a jej ograniczanie regulowano kolejnymi ustawami.

Co prawda na obsadę stanowisk miały wpływ władze uczelni, ale niewygodnymi dla władz partyjnych i tak nie mogli stanowisk obsadzić, przynajmniej wysokich stanowisk. Jak grupa zbyt niewygodnych była zbyt liczna, kierunki likwidowano, nowe tworzono. Tak było głownie w czasach stalinowskich, ale i później tez się zdarzało, a profesorem nikt nie mógł zostać jak nie dostał zgody partyjnej. Zresztą i na uczelniach
stopień upartyjnienia nie był mały oczywiście większy na kierunkach humanistycznych gdzie i 50% potrafił przekroczyć, ale i na pozostałych pezetpeerowców było nie mało. Zresztą ilość nie była tu tak istotna, bo co z tego, że ktoś był w instytucie sam partyjny skoro miał władzę niemal absolutną (jak był sam nie musiał z innymi ją dzielić!) na co najmniej ćwierć wieku wykluczając wszystkich mu niewygodnych!

Gdy partyjnych było niewielu nie było, wtedy wyniszczających walk frakcji partyjnych też nie było, więc pożądane dyrektywy łatwiej było wprowadzać. Zdarzało się, że tam gdzie na wydziale były dwie frakcje partyjne, zwalczające się nawzajem, ale w równowadze, żaden partyjny nie mógł zostać wybrany i dyrekturę obejmował bezpartyjny!

Zresztą partia miała wsparcie w SB z którą żyła w symbiozie, i tam gdzie było mało partyjnych instalowano więcej TW, KO itp. aby wzmocnić kontrolę środowiska. Jak ktoś był nieprawomyślny,
traktowany był jako przeciwnik i rozpracowywany dokładnie, dołowany dobitnie, tym bardziej, im bardziej intelektem przewyższał przedstawicieli władzy.

Stopień upartyjnienia wzrastał w hierarchii akademickiej po prostu dlatego, żeby obejmować wyższe funkcje, spełniać najlepiej kryteria, lepiej było należeć do partii i nie chodziło tu o bycie komunistą s.s., ale głównie o oportunizm bez twarzy i kręgosłupa, bo twarz i kręgosłup stanowiły zagrożenie i były źle widziane.

Kto się przynależnością do ZMS nie zhańbił musiał za chlebem
ruszać ze stolicy w świat prowincjonalny, bo lepsze stołeczne posadki czekały tylko na zhańbionych.

Oczywiście przynależność partyjna stanowiła trampolinę do kariery, ale nie zawsze funkcjonowała jak należy (z różnych powodów) i byli tacy co występowali z partii, czy odmawiali dalszej współpracy z SB, jeśli trampolina nie działała tak jak się spodziewali.

Do świata nauki wprowadzono wielu politruków pełniących obowiązki profesorów, chociaż ze standardami nauki nie mieli wiele wspólnego, a właściwe to mieli te standardy zredukować do poziomu przestępczego w gruncie rzeczy systemu.

Główne standardy oceny naukowców to była postawa obywatelska, czy etyczno - moralna - tzn. etyczne i moralne było to co służyło partii do trzymania w ryzach całego społeczeństwa, a nietyczne, niemoralne to co mogło w tym przeszkadzać, a przynajmniej ujawniało rzeczywisty charakter najlepszego systemu ludzkości.

Tak wyselekcjonowano kadry akademickie i to się udało, może nie na 100%, ale na 70-80% na pewno. Beneficjenci systemu dalej wg tych samych reguł selekcjonują dalej, mimo że sztandary PZPR już dawno wyprowadzono. System wdrożono w życie i system funkcjonuje i nie ma siły aby go zmienić. No bo jak go można zmienić demokratycznie, skoro większość jest wyselekcjonowana wg reguł systemu komunistycznego ?

Kto by naruszył dotychczasowe reguły zostanie oskarżony o naruszanie autonomii! Kto nie awansuje partyjniaka o dotychczasowej karierze uwarunkowanej politycznie, spotka się z zarzutem upolityczniania nauki!

Tego co powstało pod autonomiczną batutą partii likwidującą
podstawowe przejawy autonomii uczelnianej, nie ma siły aby demokratycznie zlikwidować.

Demokratyczna większość środowiska akademickiego walczy o poszanowanie zdobyczy naruszania autonomii!

Duch pezetpeerii przeniknął nie tylko mury uczelni, ale także serca i umysły braci akademickiej i nic go przepłoszyć nie może. W większości akademicy są 'lewoskrętni' i jak ktoś by chciał skręcać w prawo wypadnie z toru akademickiego.

PZPR niby zmarła, ale żyją jej kolejne wcielenia, także stara gwardia partyjna, która trzyma się mocno i swoich, także młodszych, solidarnie wspiera. Takiej solidarności nie ma wśród „Solidarności” !

Na różnych uczelniach, można spotkać staruszków i ponad 80 letnich pociągających nadal za sznurki akademickie. Czasem dzierżą całe ich pęczki, bo takie sobie porobili ustawy, aby trzymać się wielu sznurków, bo wtedy można zachować postawę nawet jak kręgosłup już nie dopisuje.

Ale faktem jest, że środowisko tak utraciło swoją świadomość, swoje poczucie właściwości, że daje się prowadzić nawet bez sznurka. Wystarczy zdalne sterowanie.

Gdy była szansa na zmiany ustawowe nauki w 15 lat po wyprowadzeniu sztandarów PZPR rektorzy w walce o zachowanie autonomii uczelni! poszli do b. kacyka partyjnego, wtedy zasiadającego w pałacu, z prośbą aby zrobił im taką ustawę, aby im było dobrze. No i Olek zrobił im ustawę prezydencką, w systemie dotychczasowym zakotwiczoną, a zatem niepolityczną! autonomiczną! na inną by się rektorzy nie zgodzili ! I
tak język partyjnej nowomowy przeżył śmierć swej matki – Partii, i zanosi się, że i wnukowie i prawnukowie będą się taką nowomową posługiwali.

Tak, tak, coraz to słychać, że na uczelniach nie może być polityki, a autonomia nie może być naruszana ! Nikt prawoskrętny na lewoskrętnej uczelni nie może nic wygłosić, nikt nie może usunąć z powodów etycznych agenta, bo kto jak kto ale to właśnie agent był etyczny, jak wykonywał dobrze swój fach, a ci co ujawniają jego działania są nieetyczni i działają na szkodę uczelni, które by postradały przecież
minima kadrowe, gdyby wyprowadzić z nich agentów!

Agent panem jest i basta! Uczelnie pozostały agencjami nie do końca upadłego systemu komunistycznego, którego upiory przepłoszą każdego, kto by był im niewygodny i naruszał błogostan akademicki pod sztandarami PZPR z takim trudem osiągnięty.

Józef Wieczorek
www.nfa.pl
http://lustronauki.wordpress.com/

16 grudnia 2008

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak