Skip to main content

17 stycznia 1945 roku Sowieci uratowali Jasną Górę

portret użytkownika Admin
jasna gora.jpeg

W godzinach porannych na ulicach Miasta pojawili się żołnierze Wermachtu z rozbitych poprzedniego dnia nad Pilicą i Nidą pododdziałów. Byli dobrze uzbrojeni, nosili białe maskujące kombinezony. Ci jednak potrzebowali odpoczynku i jedzenia. Przywiezieni razem z nimi ranni trafiali do lazaretów. To właśnie na ich tabory radzieckie szturmowce z 3 korpusu lotniczego zrzuciły kilka bomb. Korpusem dowodził generał pułkownik Michaił Maczin. Nalot miał miejsce około godziny 11. samoloty przeleciały dość nisko nad Częstochową, dobrze widoczne były CZERWONE gwiazdy, chociaż byli i tacy którzy czekali na te z białymi gwiazdami. Detonacje wywołały przestrach wśród hitlerowców i radość wśród mieszkańców Miasta. Samoloty brały udział w większej akcji mającej na celu zniszczenie lotnisk w rejonie Częstochowy, zwłaszcza tego w Kościelcu. Zaraz po nalocie na ulicach można było zauważyć zwiększony ruch samochodów i furmanek w kierunku Wieluńskiego Rynku. Policja i Gestapo zaczęli opuszczać Częstochowę kierując się w stronę Opola, Lublińca i Olesna. Szosa prowadząca od ulicy Barbary w stronę Herb i Lublińca zarezerwowana była tylko dla wojska. Na niej ruch nie był aż tak intensywny, toczył się w przeciwnym kierunku. Wojsko raczej nie zdradzało chęci opuszczenia Częstochowy. Wprost przeciwnie z każda godziną garnizon się powiększał. Zasilali go żołnierze uchodzący przed pościgiem Armii Czerwonej.

W dużym pośpiechu przystąpiono do ewakuacji urzędów. Przypominam w tym czasie czołgiści Chochriakowa walczyli w pobliskim Mstowie. Może się wydawać dziwne ze nikt nie powiadomił Niemców o radzieckim zagonie pancernym w odległości 25 km od Miasta. Rosjanom bardzo pomagał fakt, że jednostki niemieckie były ściągane z różnych stron, prawie nigdy wcześniej ze sobą nie współdziałały. Ich radiostacje pracowały na różnych częstotliwościach. Niektóre w ogóle nie posiadały sprawnych środków łączności bezprzewodowej, zimowa pora miała bardzo zły wpływ na baterie i akumulatory. Łączność telefoniczna w sieci kablowej, naziemnej jeszcze 50 lat po zakończeniu wojny była cudem i dziwem w tamtych stronach.

Także niemiecka załoga Jasnogórskiego Klasztoru nie myślała o opuszczeniu Obiektu. Część z nich zajęta była wyposażaniem lazaretów, część pozostawała na kwaterach. W południe kucharka w żołnierskim mundurze przygotowała obiad który jak zwykle podano w królewskich pokojach. Dopiero ok. 14 Niemcy zorientowali się ze w Częstochowie są już radzieckie czołgi. Wśród niemieckiej załogi Klasztoru powstało zamieszanie, któryś z nich krzyknął ze ruski czołg jest pod murami Klasztoru. Kilkunastu faszystów wybiegło z Klasztoru i zza murów zaczęło ostrzeliwać czołg z broni maszynowej. Czołg najprawdopodobniej z załogą Lejtnanta Gajewicza zdążył się już wspiąć po schodach zamykających Aleję Sienkiewicza / ostatnia część Al. NMP, ta w parku / i zatrzymał się na dużym placu pod Klasztorem. Młody dowódca nawet nie wyobrażał sobie odpowiedzialności jaka na nim teraz spoczęła. Strzelać czy tez nie strzelać? Niemcy nadal pozostawali w klasztorze . Na wewnętrznym dziedzińcu naradzali się co robić. Jeden z zakonników, ojciec Ambroży Mendera dobrze znający język niemiecki podszedł do nich i zapytał co będzie z Klasztorem. Dowódca załogi odpowiedział mu że sowieckie czołgi są już w Częstochowie i on musi wykonać rozkaz dowództwa i Zniszczyć Jasna Górę. Osłupiały zakonnik zaczął tłumaczyć i prosić, odwoływał się do ludzkich uczuć swojego rozmówcy. Argumentował ze Klasztor odwiedzało wiele ważnych niemieckich osobistości, które temu miejscu oddawały należny szacunek, że Klasztor nie ma znaczenia wojskowego. Niemiec jednak nie ustępował i odpowiedział ze on i jego oficerowie muszą wykonać rozkaz dowództwa.

Ojciec Ambroży wrócił do swoich i o wszystkim ich powiadomił. Teraz Paulini wzmogli czujność.
Z okien najstarszej części Klasztoru śledzili poczynania Niemców. Ci zaś postawili na dziedzińcu samochód wyładowany łatwopalnymi materiałami, otoczyli go beczkami z paliwem, beczki przebili bagnetami i na koniec to wszystko podpalili. Wszystko to działo się na dziedzińcu Arsenału w pobliżu Kaplicy z Cudownym Obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Gdyby płonąca benzyna spłynęła skłonem dziedzińca to sanktuarium stanęłoby w płomieniach. Klasztor nie był przygotowany do wielkiej akcji gaśniczej, wręcz przeciwnie. Po podpaleniu samochodu Niemcy opuścili Klasztor wyszli bramą od strony dzisiejszego parkingu, od ulicy Klasztornej. Zakonnicy natychmiast rzucili się do gaszenia pożaru. Ta rozpaczliwa, ale skuteczna akcją kierował profesor Edward Mąkosza, działacz ochotniczych straży pożarnych, który kleryków uczył śpiewu a nieoficjalnie szykował się do takiej właśnie akcji. Szybko przeszukano pomieszczenia opuszczone przez Niemców. Do tej pory Paulini nie mieli do nich dostępu. Znaleziono sporo różnych min i kostek trotylu.17 Min talerzowych. W jednym z pomieszczeń były świdry do wiercenia w betonie w, murze. Świadczyło to o tym ze okupanci jeszcze nie zdążyli zrobić tego, co zamierzali.
Materiałami wybuchowymi zajął się brat Wenanty, który miał przeszkolenie saperskie.

Później niektórzy sekciarze powtarzali za Borysem znanym z „polewania nie tylko wody „ ze jakoby Niemcy podminowali kaplicę z Cudownym Obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Taka relację Borys Polewoj zamieścił w książce „ Do Berlina 896 km. Z zapisków wojennego korespondenta„. Zaprzeczył temu przeor Jasnej Góry Ojciec Stanisław Nowak w oświadczeniu z 29 maja 1972 roku.

Hitlerowcy nie zdążyli wysadzić w powietrze Jasnej Góry, chociaż jak widać byli do tego przygotowani żeby tym ohydnym postępkiem obciążyć wkraczające do Miasta wojska radzieckie.
Przeszkodził im w tym szybki manewr czołgistów majora, Chochriakowa które nagle i nieoczekiwanie dla Niemców pojawiły się na ulicach Częstochowy. Tymczasem Czołgi batalionu Chochriakowa wyszły z ulicy Warszawskiej na plac przed Kościołem św. Zygmunta, kiedyś Plac Narutowicza, później Nowotki a dzisiaj znowu Narutowicza dla Niemców Ost Ring. To tam stał jeden z wysadzonych pomników „Wdzięczności Armii Czerwonej „.
Maszyny ruszyły w stronę Jasnej Góry.

Piotr Berghof

16 stycznia 2010

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

Jasną Górę uratowali

portret użytkownika Piotr Korzeniowski

Ojcowie Paulini. Wszak to Oni ugasili pożar!
Piotr Korzeniowski

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.